WEGAŃSKIE OPOWIEŚCI Z CAŁEGO ŚWIATA: WŁOCHY

Jak to jest być weganinem we Włoszech? Jak Włosi traktują wegan? Co jedzą włoscy weganie? Tego dowiesz się z poniższych wywiadów!

Wegańskie opowieści z całego świata są moim autorskim cyklem wpisów, w którym dzięki wywiadom z weganami z różnych zakątków naszego globu pokazuję wam, jak się żyje roślinożercom w innych niż Polska krajach. W ramach serii ukazały się już wywiady na temat weganizmu w…

Dziś przyszła pora na Włochy. O byciu weganinem w tym kraju opowiedziały mi dwie osoby – Marcin i Dorota. Marcin mieszka w Rzymie, Dorota w małym miasteczku, więc ich perspektywy na weganizm są nieco inne – stąd właśnie dwa wywiady! Panie przodem, więc zaczniemy od damskiego spojrzenia na kwestię wegańskiego stylu życia we Włoszech.

Dorota ma 48 lat, od 4-ech mieszka we Włoszech (albo mieszkała, bo jeśli wszystko poszło zgodnie z Dorota Krutak, weganka we Włoszechplanem, pod koniec października wróciła na stałe do Polski), od 3-ech jest weganką. Uwielbia słuchać muzyki (hard rocka i heavy metalu przede wszystkim) i bawić się na koncertach. Bardzo lubi także wędrówki po górach, zeszła kawał Alp i Dolomity. Jak sama mówi, bardzo wierzy w ludzi i jest pewna, że przyjdzie taki dzień, gdy wszyscy będą wrażliwi na cierpienie zwierząt.

Jak to jest być weganką we Włoszech?

Bycie weganką we Włoszech nie jest trudne. W czerwcu rozpoczął się czwarty rok mojego pobytu. Przez ten czas nie odczułam nawet przez moment ,że czegokolwiek brakuje mi w mojej diecie .

Jak ludzie we Włoszech podchodzą do weganizmu? Szanują cudzy wybór dotyczący stylu życia czy raczej uważają weganizm za dziwactwo?

Spotkałam się tutaj z dużym szacunkiem i zrozumieniem. Często słyszę słowa uznania. Są jednak osoby, które nie podzielają mojego stylu życia. Moi szefowie mają duży szacunek do mojej diety, ale często słyszę, że to odbije się na mojej starości – „Jak będziesz stara to dopiero zobaczysz”. Nie jestem już pierwszej młodości, nie narzekam jednak na swoje zdrowie. To, co bardzo podoba mi się we Włoszech to zamawianie pizzy. Kiedy mówię że proszę bez sera, natychmiast pada pytanie „Jesteś weganką?”. Kiedy odpowiadam, że tak, słyszę komplementy i słowa uznania typu „brawo, super!”.  Nikt tutaj nie uważa weganizmu za dziwactwo.

Jak jest z dostępnością wegańskich produktów? Łatwo? Trudno?

Mieszkam w małym miasteczku, które ma około 7000 mieszkańców razem z peryferiami. Centrum jest bardzo małe. Mimo to nie ma żadnego problemu w mini marketach z kupieniem jedzenia dla wegan. Są jogurty sojowe (z owocami i naturalne), można kupić gotowe dania. Mleko ryżowe i sojowe jest praktycznie w każdym sklepie. Są też małe sklepiki, w których można kupić zdrową żywność bezglutenową, dla diabetyków i na diecie wegańskiej. W takim małym centrum jak ma San Giorgio di Nogaro, bo o tym miasteczku mówię, można bez problemu zjeść lody robione na mleku ryżowym lub sojowym, wypić cappuccino na mleku sojowym. Ja nie lubię dań gotowych, więc nie kupuję ich, ale jest w czym wybierać .

A jak wygląda kwestia cen takich stricte wegańskich produktów?

Jeżeli chodzi o ceny, to jest taniej niż w Polsce. Prosty przykład – mleko ryżowe można kupić za 1,15 euro, jogurty (czteropak owocowych) kosztują 2,30 euro, kotlety sojowe gotowe do spożycia panierowane to koszt około 4 euro (za cztery naprawdę duże kotlety). Jedzenie dla wegan jest tutaj dużo tańsze niż w Polsce. Nie wiem jak jest w większych miastach, bo nie muszę do nich jeździć. Mam wszystko na miejscu .

Czy chciałabyś dodać coś jeszcze?

Chciałam jeszcze podziękować mojej córce Kasi – to dzięki niej jestem weganką. To właśnie ona pokazała mi piękniejszy świat. Pokazała mi, jak można wspaniale bawić się w kuchni i nie krzywdzić zwierząt. Zawsze myślałam, że to dzieci uczą się od nas, ale myliłam się. My rodzice też możemy wiele nauczyć się od naszych dzieci. Dziękuje Ci, Kasiu, za to, że pokazałaś mi jak można szczęśliwie żyć!

Pst, skoro mowa o rodzicach, dzieciach i weganizmie, przeczytajcie też:

*

Marcin, mój drugi rozmówca, ma 20 lat, od roku mieszka na stałe we Włoszech (ale od lat bywał tam co Marcin Rudnicki, weganin we Włoszechroku przez kilka miesięcy), a on 4 lat jest weganinem. Jego pobyt we Włoszech, konkretnie w Rzymie, jest związany ze studiami na kierunku dziedzictwa artystycznego na tamtejszej ASP. Marcin ma bzika na punkcie sztuki wizualnej. Poza tym hobbystycznie rysuje i uwielbia uczyć się języków oraz poznawać różne kultury.

Jak to jest być weganinem we Włoszech?

Bycie weganinem we Włoszech od samego początku było dla mnie proste, niewymagające oraz nieziemsko przyjemne. Dań roślinnych bądź banalnych do zweganizowania w większości barów czy lokali jest na pęczki! Na pizzę bez mozzarelli nikt się nie dziwi – aby zjeść szybki lunch w pierwszym-lepszym barze wystarczy poprosić, aby nie posypano parmezanem makaronu, a w ostatnich miesiącach jak grzyby po deszczu wyrastają bary, które serwują tradycyjne włoskie śniadanie – cappuccino i cornetto (tutejszy odpowiednik croissanta) – w wersji wegańskiej oraz panino (oryginalnie z salami i mozzarellą) z roślinnym serem oraz salami z nasion łubinu. W lecie w praktycznie każdej lodziarni można znaleźć owocowe lody wegańskie, do których tradycyjnie nie dodaje się mleka, a i smaki jak śmietanka czy orzech zyskują popularność w wersji sojowej/na bazie oliwy z oliwek. Otwiera się też coraz więcej cukierni 100% vegan… Jest w czym wybierać!

Jak ludzie we Włoszech podchodzą do wegan i idei weganizmu? Panuje tolerancja, nikt nikomu do talerza nie zagląda czy raczej ludzie uważają to za totalne dziwactwo?

Z moich doświadczeń – wszyscy podchodzą do weganizmu na luzie oraz szanują go. Osobiście nigdy nie spotkałem się z krytyką mojego wyboru; co najwyżej z pełnymi zdziwienia (podziwu?!) spojrzeniami, acz to bardzo rzadko. Najczęściej słyszę słowa „rozumiem, też jem bardzo mało mięsa, ale zupełnie z produktów odzwierzęcych bym nie zrezygnował/a”, ale nikt mi żadnych wykładów żywieniowych nie robił, ba, wręcz przeciwnie – zdecydowana większość osób chwali sobie to, jak to weganizm jest zdrowy. Sami weganie zaś są dość zauważalną grupą, coraz więcej lokali oraz supermarketów wprowadza produkty specjalnie dla wegan oraz bardzo się tym szczyci, manifestując to na każdym kroku – „w czwartki aperitif vegan!”, „mamy nowy dział produktów dla wegan!”, „czy próbowałeś/łaś już nowego wegańskiego ciasta?„.
Oczywiście trolle znajdą się wszędzie, ale są zdecydowanie w mniejszości!

Jak jest z dostępnością wegańskich produktów? Trudno czy łatwo? Trzeba kombinować i jechać na drugi koniec miasta za parówką sojową czy w co drugim sklepie można takie produkty kupić? I czy są dostępne jakieś typowo wegańskie produkty, których w Polsce raczej nie można dostać lub jest to trudne?

Ze stricte wegańskimi produktami jest naprawdę prosto! Dosłownie w każdym, najmniejszym nawet dyskoncie można dostać takie produkty, których w Polsce na szeroką skalę nie widziałem – wegańskie ravioli/tortellini, mrożone burgery, lody i jogurty sojowe, śmietany roślinne czy parę rodzajów mlek roślinnych… W większych supermarketach dostać można i oznaczone wegańskie wina, i bitą śmietanę sojową, i wegańską mozzarellę oraz stracchino. Coraz bardziej powszechne są też gotowe paczkowane kanapki 'tramezzini’ z tofu czy seitanem. Praktycznie z miesiąca na miesiąc gama produktów się poszerza, co mnie niezmiernie cieszy – niektóre markety oferują nawet gotowe wegańskie sushi, a na jednym z najpopularniejszych rzymskich targów w marcu otworzyło się stoisko 100% vegan sprzedające m.in fake-meaty oraz sery na wagę!

Za to totalną egzotyką są tutaj kasze – gryczana, jaglana, jęczmienna to produkty, które nie są dostępne w każdym markecie, a jeśli już się znajdą, to kosztują naprawdę sporo. Dla wyważenia jednak soczewica, ciecierzyca czy inne strączki w puszce są bardzo tanie i do kupienia wszędzie, co bardzo mnie cieszy!

A jak z cenami produktów stricte wegańskich (tofu, parówek, mlek roślinnych itp.) – w porównaniu do zarobków i ogólnych kosztów życia są tanie czy drogie? I jak wypadają w porównaniu z cenami podobnych produktów w Polsce?

Bywa, że ceny produktów ze znaczkiem 'vegan’ są wywindowane – szczególnie jeśli chodzi o kanapki czy gotowe produkty garmażeryjne z lodówki (tortellini z tofu, kotlety z seitana, parówki ze zbóż itp), często producenci każą sobie płacić po ~3,5 euro za 250 gram produktu. Dwie gotowe kanapki z tuńczykiem koszują 99 centów, dwie kanapki z seitanem – 2,50 euro! Lecz większość cen jest bardziej wyważona, zarabiając średnią krajową spokojnie można sobie na nie pozwolić – produkty typu jogurty, mleka, śmietany czy burgery są zazwyczaj 50-100% droższe od niewegańskich odpowiedników (mleko krowie to ~60 centów, tańsze mleko sojowe ~1,10€ – bo i sporo jest mlek droższych, których cena oscyluje wokół 1,6-2€).

Miałeś we Włoszech jakieś zabawne przejścia związane z twoim weganizmem? Masz jakieś anegdotki?

W sumie ani to zabawne, ani anegdota, ale u mnie wywołuje uśmiech na twarzy – w Rzymie pełno jest anarchowegan, którzy dają o sobie znać na każdym kroku – jednym z przykładów jest ten bardzo rozpowszechniony rodzaj aktywizmu (tutaj macie zdjęcie, o co chodzi), który bardzo mnie satysfakcjonuje.

Jeżeli chcesz coś jeszcze dodać od siebie w temacie weganizmu we Włoszech, bardzo proszę!

Myślę, że warto dodać, iż we Włoszech króluje dieta śródziemnomorska, czyli bardzo bogata w warzywa oraz strączki, a dość uboga w mięso. Przez to kulturowo dostępność produktów wegańskich w lokalach jest bardzo duża – makaron z warzywami, fasolą czy sosem roślinnym to podstawa, a i kotlety warzywne w typowej turystycznej włoskiej restauracji się znajdą. Zauważyłem, że stosunkowo niewiele jest 100% wegańskich lokali (w Rzymie jest ich może ~20), ale praktycznie w każdym miejscu można znaleźć wegańskie jedzenie, a całkiem spora ilość restauracji posiada oddzielne karty dla wegan!
Jedynym problemem nie do przejścia jest dla mnie niemożność spróbowania wielu lokalnych specjałów. O ile Umbria szczyci się swoimi makaronami z borowikami oraz truflami, a Sycylia soczystym bakłażanem w pomidorach, tak w Rzymie króluje makaron, gdzie bazą jest boczek z pomidorami, w Palermo – panino ze śledzioną, a w Abruzzo szaszłyki z kozy… No cóż, regionalne produkty w dużej mierze trzeba sobie odpuścić! Podsumowując – jeśli ktoś planuje wycieczkę do Włoch, głodny chodzić nie będzie!

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów! A jeśli jesteś roślinożercą mieszkającym poza granicami Polski i chciał(a)byś opowiedzieć mi co nieco na ten temat, daj znać!