CZY MOŻNA ZMUSZAĆ DZIECKO DO WEGANIZMU?

Jasne, że można, a nawet trzeba… Sprawdź, dlaczego i jak!

[Uwaga! Jeżeli nie jesteś weganinem i nie masz pojęcia, o co tym roślinożercom chodzi, zanim przystąpisz do lektury tego wpisu, przeczytaj TO.]

Każdy rodzic, jak wiadomo, chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Tylko, że to „najlepiej” każdy rozumie inaczej… Standardem jednak jest to, że przekazuje się dziecku wartości, które wyznaje się samemu. Logicznym więc jest, że gdy weganinowi trafi się dziecko, spróbuje on przekazać mu on swoją wrażliwość na dobro zwierząt i empatię (bo w końcu z tego przeważnie weganizm wynika). Pokaże mu, że można, a nawet trzeba żyć nie powodując krzywdy i cierpienia innych. A ponieważ dieta roślinna, jeśli dobrze zbilansowana, jest zdrowa (a nawet o wiele zdrowsza od diety zawierającej produkty odzwierzęce), to ma jeszcze tę dodatkową wartość, że dba się przy okazji o zdrowie dziecka, zapobiega otyłości i stosuje się profilaktykę wielu chorób.

Życie, oczywiście, zweryfikuje, czy taki sposób wychowania się udał. Dzieci w pewnym okresie przecież zaczynają się buntować… przeciwko wszystkiemu, a przede wszystkim przeciwko wartościom, które wpajali im rodzice. Może więc zdarzyć się tak, że wychowane od urodzenia na diecie roślinnej dzieciaki będą w końcu chciały mimo wszystko spróbować tego, co jedzą ich rówieśnicy. Cóż, w pewnym momencie to będzie już tylko i wyłącznie ich wybór. My możemy jedynie dbać o to, co jedzą w domu.

W przypadku dzieci wychowanych od urodzenia w weganizmie odpowiedź na pytanie „czy można zmuszać dziecko do weganizmu?” wydaje się bardzo prosta. Tak, jak już wcześniej powiedziałam, można. Problem zaczyna się jednak, gdy w pewnym momencie życia dziecka decydujemy się przejść na weganizm. Syn czy córka zna już smak mięsa, jogurtu, pizzy z „prawdziwym” serem czy słodkiego mleczka w tubce albo mlecznych lodów, więc może mieć ogromny problem z tym, że w domu nagle je się tylko i wyłącznie roślinnie. Czy w takim wypadku mamy prawo zmuszać je do weganizmu, zwłaszcza, gdy dziecko nie ma jeszcze tak rozwiniętej empatii (niestety, z empatią się nie rodzimy, to się musi wykształcić), by zrozumieć nasze wybory? Moim zdaniem i tak i nie. Z jednej strony to oczywiste, że nie będziemy mu kupować jego ulubionych niewegańskich przysmaków czy dawać pieniędzy, by kupiło sobie to, co tylko zechce, bo przecież w ten sposób wspieramy to, czego nie popieramy – cierpienie i śmierć zwierząt wyłącznie dla kaprysu czyichś kubków smakowych. Z drugiej strony – nie można dziecku zabronić jedzenia takich rzeczy, gdy np. ktoś je poczęstuje. Teoretycznie niby można, ale taki zakaz nie ma zbyt wiele sensu, bo po prostu go nie wyegzekwujemy. Musielibyśmy chodzić za dzieckiem krok w krok cały dzień… Znacznie łatwiej karmić je w domu roślinnie i starać się tłumaczyć te wybory, edukować dziecko w tym kierunku, jak tylko się da. Rzecz jasna, z zachowaniem zdrowego rozsądku. Pokazywanie 10-letniemu dziecku brutalnych zdjęć z rzeźni albo fermy z hodowlą klatkową to naprawdę nie jest dobry pomysł.

W naszym domu sytuacja z weganizmem Zuzy nie jest do końca, że tak powiem, uregulowana. Chodzi o to, że mieszka ona trochę z mamą, która nie jest weganką, a nawet raz na jakiś czas zje mięso; trochę z tatą i ze mną. Jacek jest weganinem półtora roku, więc też dla Zuzy jest to mimo wszystko jakaś nowość. U nas je więc wyłącznie roślinnie, ale u mamy je tak, jak chce (choć teraz mama mieszka za granicą, więc Zuza jest póki co skazana na weganizm). W końcu w sytuacji, gdy jej rodzice nie są razem, trudno, aby jedno z nich narzucało drugiemu, jak ma odżywiać dziecko. Gdy zaś znajomi częstują Zuzę jakimiś łakociami, też nie patrzy na to, czy są one wegańskie, tylko na to, czy są dobre. Jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda hodowla przemysłowa, wie, że to nieetyczne zabijać zwierzęta dla widzimisię dobrego smaku, ale… wypiera to. Tak jak większość ludzi oddziela w swojej głowie to, że coś jest smaczne, i to, że ktoś cierpiał katusze, by mogła to zjeść. Czasami się buntuje, gdy np. jemy na mieście w „normalnej” knajpie i ma ochotę na pierogi leniwe, albo gdy na urodziny zamawiamy jej wegański tort, a inne dzieciaki uważają to za dziwactwo… Cieszę się jednak, że stara się mimo wszystko pamiętać o tym, jak wyglądają kulisy produkcji mięsa czy nabiału, i mówi, że chce być weganką. Jako dziecko nie czuje się jakoś super skrzywdzona tym, że na swój sposób zmuszamy ją do weganizmu…

Podsumowując te wywody, czy można zmuszać dziecko do weganizmu? Ja uważam, że jak najbardziej. W końcu chodzi nie tylko o nie, ale też o zwierzaki. Poza tym dieta roślinna jest zdrowa, więc krzywdy dzieciakowi się w żaden sposób nie wyrządza. Ba, uczy się go w ten sposób wrażliwości na dobro drugiej istoty i… nonkonformizmu, a to w dzisiejszym świecie bardzo przydatne cechy czy postawy.

Pst! Przeczytaj też:

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!