WEGAŃSKIE OPOWIEŚCI Z CAŁEGO ŚWIATA: AUSTRALIA

Jak to jest być weganinem w Australii? Do jakich knajp w Sydney warto się wybrać? Czy weganizm w Australii jest drogi? I czy tam również panuje moda na bycie vegan?

„Wegańskie opowieści z całego świata” to cykl wywiadów, w których weganie z różnych zakątków świata opowiadają mi (i wam przy okazji) jak to jest być roślinożercą tam, gdzie mieszkają lub mieszkali. Dotychczas w ramach cyklu ukazały się rozmowy na temat weganizmu w(e)…

Dziś z kolei wybieramy się do Australii, o której w kontekście weganizmu opowiada Matylda. Do Australii wyjechała ze swoim chłopakiem (wtedy chłopakiem, dzisiaj – mężem) Jackiem ok. 3 lata temu – mieli dość Polski, a że oboje kochają słońce i w Australii mają rodzinę, wybór padł właśnie na ten kraj. Po prawie dwóch latach wrócili do ojczyzny, bo jednak Australia też im do końca nie podpasowała. Dziś mieszkają za to w… Chinach, o których Matylda opowie wam w kolejnym wywiadzie z cyklu „wegańskie opowieści z całego świata” już za tydzień.

Moja rozmówczyni, Matylda, ze swoim chłopakiem, Jackiem
Moja rozmówczyni, Matylda, ze swoim chłopakiem, Jackiem

Jak to jest być weganką w Australii?

Spędziliśmy z narzeczonym (obecnie już mężem) w Australii 1,5 roku: ponad rok w Sydney i ok. 2 miesięcy w podróży po Australii + tydzień w Nowej Zelandii, także większość informacji będzie dotyczyła Sydney (jednak w każdym dużym mieście jest bardzo podobnie).

Być weganką w Australii jest łatwo, dużo łatwiej niż w Polsce i nie tylko dla wegan, dla każdego z jakimikolwiek restrykcjami żywieniowymi. Głównie dlatego, że możesz tam zjeść kuchnię każdego kraju, przyrządzaną przez rodzimych kucharzy. Australia jest krajem wielokulturowym, co widać na każdym kroku. Czasem nawet ciężko było zobaczyć Australijczyków wśród mieszanki reprezentantów różnych krajów świata. Dlatego też jest tam dostępna kuchnia włoska, chińska, japońska, niemiecka, rosyjska, francuska, polska, arabska, indyjska, tajska, można wymieniać w nieskończoność. W wielu arabskich, a także w tajskich czy japońskich knajpach, weganin może się najeść do syta, bez kreowania nowego menu. W kuchni arabskiej naszym przysmakiem była cieciorka przyrządzana na różne sposoby, tabbouleh czy hummus. W tajskich zajadaliśmy się głównie warzywami z tofu i ryżem + różne sosy np. na bazie czosnku, pieprzu i sosu sojowego bądź z mlekiem kokosowym i curry. Japońska – na każdym kroku są małe sklepiki, gdzie sprzedają sushi, głównie na wynos. W każdym, nawet małym punkcie, dostaniesz różne rodzaje wegańskich sushi np. tofu, ogórek, marchewka, awokado, burak; awokado i ogórek, dynia smażona z warzywami itp. Oprócz tego burgerownie mają w menu chociaż jedną wege opcje, zazwyczaj z serem, ale nie ma problemu z zamianą składników. I wisienka na torcie – typowo wege miejscówki. W Sydney jest ich na prawdę dużo, nasza ulubiona dzielnica nazywała się Newtown – wegański raj. Wzdłuż długiej ulicy rozciągają się knajpki, butiki i co jakieś 5 min. drogi znajdziesz jakąś wegańską knajpkę. Nasze ukochane trzy miejsca nazywały się Basil Pizza Pasta Restaurant, Vegan Butcher i Lentils as Anything. W Bazylii serwują ok 7-8 rodzajów pizz wegańskich, ok. 15 wegetariańskich i mają też osobne menu z mięsnymi. Ich pizze to było niebo w gębie, przychodziliśmy tam tylko kiedy mogliśmy, kiedy była okazja na świętowanie czy też naszło nas na weekendową wyżerkę (na szczęście mieszkaliśmy daleko bo stałabym się kulką toczącą się do Bazylii po kolejny kawałek pizzy). Mój faworyt to pizza z tofu, bakłażanem, karczochami, suszonymi pomidorami i przepyszną wegańską mozarellą. Była też pizza Meat Lovers z roślinnymi odmianami  salami, szynki, boczku i sera oczywiście. Jednak ta pizza była zbyt 'sojowa’ jak dla mnie – jeśli jednak ktoś tęskni za smakiem mięsa to coś dla niego. Niestety takie pyszności też kosztują (ok. 26$). Vegan Butcher, niesamowite miejsce z przepyszną wege kuchnią, Jak nazwa wskazuje, można było tam kupić pasztety, parówki, lasagne, gotowy sos boloński, zapakowane próżniowo oraz słodkie babeczki itp. Wszystko wychodzi z ich kuchni i ma krótkie daty ważności. Plusem jest też możliwość zakupu książki kucharskiej ich szefowej „Suzy Spoon’s Vegetarian Kitchen”. Lentil as Anything, długo się przymierzaliśmy do tej miejscówki. W końcu się zdecydowaliśmy i na prawdę było warto! Jest to wyjątkowe miejsce, restauracja bez cennika, gdzie płacisz ile chcesz. Nie jest to miejsce nastawione na biznes, wszyscy pracujący tam ludzie robią to za darmo, a pieniądze które zostawiamy bardziej służą jako pomoc w utrzymaniu tego miejsca. Każdego dnia jest menu składające się z 4 dań + jakiegoś deseru. Zamawiasz to na co masz ochotę, do tego dostajesz wodę (w każdym barze, restauracji, pubie w Australii dostaniesz kranówkę za darmo, czasem nawet zimną z lodem i mięta. a kranówkę pije tam prawie każdy) lub chai (korzenną 'herbatę’ z mlekiem sojowym). Przy wyjściu z knajpy jest duża drewniana skrzynia, do której wrzucasz pieniądze według uznania. Mimo, że możesz najeść się za darmo, raczej nikt tego nie robi i z tego co obserwowaliśmy ludzie wrzucają dość sporo. My też nie oszczędzaliśmy, bo jedzenie mieli naprawdę przepyszne. Na tej samej ulicy było też parę innych wege knajpek i sklepów  z wege i eko żywnością: mnóstwem rodzajów sera, mleka, szynki, lody, generalnie wszystko czego dusza zapragnie.

Basil Pizza Pasta Restaurant - weganizm w Australii
pizza w Basil Pizza Pasta Restaurant

Jak ludzie w Australii podchodzą do wegan i idei weganizmu? Panuje tolerancja, nikt nikomu do talerza nie zagląda czy raczej ludzie uważają to za totalne dziwactwo?

Australia stara się być fit, mnóstwo osób biega, ćwiczy jogę, pilates, ludzie starają się jeść zdrowo. Jest też duże boom na gluten-free jedzenie. Może im to przejdzie niedługo (śmiech). Niemniej jednak podobała nam się rosnąca świadomość wśród ludzi. Jeden z najbardziej otyłych narodów świata zaczyna o siebie dbać. Jednak wiadomo – tylko w dużych miastach i nie wszyscy. W końcu BBQ to jedyna kuchnia narodowa Australijczyków, a McDonaldy świata są zaopatrywane przez australijską wołowinę. Jednak jest lepiej i trzeba się z tego cieszyć. Świadomość ludzi rośnie każdego dnia i stają się bardziej wyrozumiali. Nie dziwią się zbytnio, gdy ktoś zamawia wege burgera. A nawet jeśli się dziwią (skąd bierzesz białko i energię to chyba pytanie standard na całym świecie) to akceptują Twoje poglądy.

Jak jest z dostępnością wegańskich produktów? Trudno czy łatwo? Trzeba kombinować i jechać na drugi koniec miasta za parówką sojową czy w co drugim sklepie można takie produkty kupić? I czy są dostępne jakieś typowo wegańskie produkty, których w Polsce raczej nie można dostać lub jest to trudne?

Jest łatwo, naprawdę łatwo. W Australii są dwie duże sieciówki tj. Woolworths i Coles. W każdym z nich jest wege dział na lodówkach i na produktach suchych. Nie jest to duży dział porównując różnorodność produktów w sklepach wege, jednak  kupisz ser w plasterkach, parówki, gotowe kotleciki w sosie pomidorowym, mleko, śmietanę, budyń (taki już gotowy na lodówkach), jogurty, tofu, ciasteczka itp. My przez długi czas nawet o tym nie wiedzieliśmy, bo jak przyjechaliśmy z Polski to nie jedliśmy tofu. Muszę przyznać, że chyba ani razu nie jadłam tofu w Polsce. Dopiero w Australii zaczęliśmy odkrywać smaki różności sojowych i, niestet,y muszę przyznać, ze nam zasmakowały. Jednak cały czas staramy się jeść więcej warzyw i owoców, których jest tam w bród, zamiast przetworzonej żywności.

A jak z cenami produktów stricte wegańskich (tofu, parówek, mlek roślinnych itp.) – w porównaniu do zarobków i ogólnych kosztów życia są tanie czy drogie? I jak wypadają w porównaniu z cenami podobnych produktów w Polsce?

Wiadomo, są droższe niż zwykły ser lub zwykła parówka, jednak ceny nie zabijają. Jeśli jesteś już obywatelem Australii to możesz pozwolić sobie na wakacje, jedzenie poza domem i eko czy wege żywność. Mimo wszystko my, emigranci, będący na wizie studenckiej, płacący horrendalne czesne za szkołę, ubezpieczenie + to co każdy czyli mieszkanie, internet, bilety miesięczne itd. byliśmy w stanie zjeść raz na jakiś czas na mieście, kupować tofu czy odłożyć na wakacje i przywieźć coś do Polski. Jednak troszkę musieliśmy potyrać przez ten rok. Niemniej koszt mleka roślinnego oscylował 2-3$, my kupowaliśmy takie za 5 $, ponieważ było bardziej tłuste, a takiego potrzebowaliśmy do kawy żeby się dobrze spieniła. Polecam mleko Bonsoy z całego serca, każdemu kto ma opcje je kupić. Każdy dobry barista miał to mleko na stanie. Tofu kosztowało ok 3-5$ z tego co pamiętam i to nie jest drogo dla Aussie (australijczyka). Nauczyliśmy się tam, że mniej więcej 1zł to 1$, czyli nasze tofu 3-5 zł to u nich 3-5$, a zarabiają  zdecydowanie więcej niż 2000zł miesięcznie ;)

Jeżeli chcesz coś jeszcze dodać od siebie w temacie weganizmu w Australii, bardzo proszę.

Chciałabym dodać temat kawy. Nie dość, że mają na prawdę przepyszną kawę (dopiero tam zaczęliśmy pić) to jeszcze praktycznie w każdym punkcie mają mleko sojowe, czasem nawet tez migdałowe czy owsiane. W większości miejsc mają też czarną czekoladę, więc wypicie przepysznej Soy Mocha (Mocha to rodzaj kawy z mlekiem i czekoladą, która w europie nie jest tak popularna) nie było żadnym problemem. Ajajajaj, tęskno za tym! Kolejnym plusem jest świeża żywność, np. w Sydney jest duży market:  Flemington Markets, otwartym w każdą sobotę (jeśli chodzi o żywność). Market wielkości olbrzymiego hangaru, wypełnionego stoiskami głównie z warzywami i owocami. Można było kupować kartonami np. karton brokułów za 8$ lub tez na sztuki/kg. Mieli mnóstwo gatunków jednego warzywa czy owocu np. 10 rodzajów ziemniaków, różne rodzaje awokado czy też żywność z innych krajów. Można było spróbować wielu nowych smaków i kupić świeżą żywność. Było też stoisko Włocha z najlepszymi oliwkami jakie kiedykolwiek jadłam, miał też chleb i sery (zwykłe). Było tam też duże stoisko z rybami, jednak nie trzeba iść do końca hangaru jeśli nie chce się widzieć lub czuć zapachu ryb. W różnych dzielnicach miasta w sobotę/niedziele rozstawiają się mniejsze targowiska ze świeżą żywnością lub jedzeniem na miejscu. Bardzo fajny zwyczaj, wyjść w weekend, zjeść na powietrzu, porozmawiać z ludźmi. Bardzo nam tego brakuje.

flemingto markets, Australia
Flemington Markets
Flemington Markets
Matylda na Flemington Markets
flemingto markets3
weganizm w Australii – łupy z Flemington Markets

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów! A jeśli jesteś roślinożercą mieszkającym poza granicami Polski i chciał(a)byś opowiedzieć mi co nieco na ten temat, daj znać!