ILE CZASU TRACISZ NA NIENAWIŚĆ?

Mnóstwo czasu marnujemy na myśli, jak bardzo jesteśmy wkurwieni, jak bardzo dana rzecz albo osoba doprowadza nas do szału. W głowie snujemy plany dopierdolenia obiektowi wkurwa.

Leżąc w łóżku urządzałam sobie telefoniczną pogawędkę z przyjaciółką, która akurat była na spacerze z psem. Pies, jak to pies, świrował po parku i szczekał, przyjaciółka co chwilę przerywała rozmowę nie mogąc go ogarnąć, a przechodzący w pobliżu ludzie, okropnie oburzeni tym, że pies szczeka (!), rzucali w jej kierunku chamskie odzywki. Cholera, skąd ci ludzie biorą tyle negatywnej energii? Skąd oni mają na to siłę? – zapytała S. No właśnie, cholera, skąd? Od tej rozmowy zaczęłam rozmyślać właśnie nad ludzką energią – nad tym, skąd się bierze i przede wszystkim na co jest wykorzystywana. Zaczęłam rozglądać się dookoła siebie, analizować swoje najbliższe otoczenie, przyglądać się zachowaniu innych… i wnioski tych obserwacji nie są wesołe.

W pracy – współpracowniczka, której wiecznie coś nie gra, która wiecznie szuka afery (to jej ulubione słowo) i do której strach się odezwać, bo nigdy nie wiadomo, co wywoła jej wybuch. Albo podatnicy awanturujący się o to, że ktoś śmiał im zająć konto (długów narobić każdy może, ale wziąć za to odpowiedzialność to już przecież wyższa szkoła jazdy). W komunikacji miejskiej – rozpychający się łokciami współpasażerowie z żądzą mordu w oczach, bo tramwaj pełen (w godzinach szczytu – wielkie zaskoczenie!!!). Na kasie w biedrze – kasjerka poirytowana, bo wszyscy płacą stówami, a ona nie ma drobnych (kiedy oni się wreszcie nauczą, by zawczasu zrobić solidny zapas drobniaków?). W internetach – ludzie żrący się w pseudodyskusji o byle gówno i w swoim zacietrzewieniu posuwający się często do obrażania innych, którzy śmieli mieć inne zdanie. Gdzie by nie spojrzeć – negatywne emocje z taką łatwością wyzierające z ludzi na światło dzienne. Wkurw przekazywany drogą kropelkową.

I nam wszystkim naprawdę chce się tracić na tego wkurwa czas i energię! Byle pierdoła doprowadza nas do szału, zamieniamy to w nienawiść do świata lub ukierunkowujemy na konkretne osoby i pielęgnujemy w sobie z wielkim zaangażowaniem, karmimy się tą żółcią, tym jadem, i bardzo chętnie rozsiewamy dalej. Mnóstwo czasu marnujemy na same myśli, jak bardzo jesteśmy wkurwieni, jak bardzo dana rzecz albo osoba doprowadza nas do szału. W głowie snujemy plany (których, oczywiście, zapewne nigdy nie zrealizujemy) dopierdolenia obiektowi wkurwa. Albo po prostu wchodzimy w internety i klepiąc w klawiaturę obsrywamy innych (mój ulubiony przykład: forum niemodnych polek).

Czuję się jak idiotka, gdy pomyślę, jak wiele czasu i energii tracę, przeżywając w myślach wyczyny mojej irytującej współpracowniczki i wymyślając, jakimi tekstami mogłabym zamknąć jej buzię. Czuję się jak idiotka, myśląc, co mogłabym z tym straconym czasem i energią zrobić ciekawego. A pomyślcie, jak wiele mogliby osiągnąć ci, którzy we frustracji mają znacznie wyższy level ode mnie, zaledwie nooba w tej grze! Gdyby tylko jakoś rozsądniej zainwestować swój czas i energię… Cholera, jakby to wszystko skumulować, to można by przecież świat podbić! Podchodząc to tego czysto logicznie – jaki jest sens w denerwowaniu się na coś, czego nie można zmienić? Hm.. żaden? Tym bardziej nie ma sensu we wkurwianiu się na coś, co właściwie można zmienić. Bo energię, którą się wykorzystuje na irytację i psioczenie w myślach, lepiej wykorzystać na próbę zmiany tego, co tak denerwuje. Ale nie! Po co? Faktycznie – lepiej zbierać kropla po kropli gorycz zamiast się uspokoić i zacząć na przykład… realizować swoje marzenia.

Pst, sprawdź też:

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!