CZEGO NAUCZYŁ MNIE FREELANCE?
6 rzeczy, których nauczyła mnie praca na własny rachunek.
Każda praca niesie za sobą jakieś nowe doświadczenia, wszędzie można się wiele nauczyć, jeśli się oczywiście tego chce… W urzędzie skarbowym na przykład nauczyłam się, jak siedzieć na Facebooku tak, by wszyscy myśleli, że jestem zawalona pracą i jak praktycznie wykorzystywać czat Gmaila. Naprawdę bardzo praktycznie umiejętności – szkoda, że nie można sobie ich wpisać do CV…
Choć w skarbówce spędziłam większą część swego zawodowego życia, to pracowałam w wielu różnych miejscach, byłam po prostu człowiekiem orkiestrą… Ale dopiero praca na własny rachunek była (i właściwie wciąż jest) dla mnie szkołą życia. W ciągu pół roku nauczyłam się więcej niż przez całe studia i wszystkie moje prace razem wzięte. A czego się właściwie nauczyłam?
ODPOWIEDZIALNOŚCI
Może się wydawać, że w wieku 26 lat powinnam już być odpowiedzialną osobą… Nic bardziej mylnego! Jestem dużym dzieckiem, które przepada za zobowiązaniami (tak, wciąż! Lubię swoja pracę, ale sam fakt, że MUSZĘ ją wykonywać, bo się do tego zobowiązałam przed klientem, czasem doprowadza mnie do szału) i nie lubi odpowiedzialności. Dotąd mogłam iść na imprezę w ciągu tygodnia i rano jakoś wymigać się od pracy – urlopem na żądanie albo zwyczajną symulacją zatrucia żołądkowego… I nic mi za to nie groziło. Dziś biorę na klatę zobowiązania wobec klientów i czy jestem chora, czy skacowana (choć to raczej się nie zdarza, bo tak działa ta moja odpowiedzialność – gdy wiem, że jest robota do wykonania, staram się być w jak najlepszym stanie), wiem, że muszę je wypełnić, choćbym miała smarkać sobie w rękaw, nie jeść nic cały dzień albo nie przespać całej nocy. W mojej branży panuje spora konkurencja, więc sam fakt, że jestem dobra w tym, co robię, nie wystarczy, by utrzymać przy sobie klientów. Muszę więc być odpowiedzialna za podjęte zobowiązania. No i jestem. Wow!
CENIENIA SIEBIE
Niestety, zarabianie na pisaniu to nie jest łatwa praca, a żeby zrobić coś dobrze, potrzeba czasu. Nauczyłam się więc ten czas odpowiednio cenić. Jako osoba z niewielkim jeszcze zawodowym doświadczeniem nie żądam za swoją pracę milionów monet, ale też nie zadowalam się każdą zaproponowaną stawką. Wiem, ile wart jest mój czas i praca włożona w wykonanie zleceń, i nie boję się, że ktoś mi odmówi, bo krzyknę za wysoką stawkę. Za jakość w końcu się płaci…
NEGOCJACJI
Jakoś nigdy nie byłam w tym dobra – za szybko się emocjonowałam i starałam za wszelką cenę przekonać drugą stronę do swojej racji bez żadnych ustępstw z mojej strony. Dziś umiem spojrzeć na „konfliktową” sytuację z obu stron, przeanalizować ją, wczuć się także w „przeciwnika” i w efekcie negocjować tak, by finalnie obie strony były zadowolone (ja wychodzę na swoje, ale i klient coś dostaje).
PLANOWANIA I ORGANIZACJI CZASU
No dobra, w organizacji czasu wciąż jestem laikiem, i wciąż muszę się wiele, wiele nauczyć, ale przynajmniej umiem tak się zorganizować, by na czas zdążyć ze zleceniem. A że często mam naraz kilka dużych zleceń, to naprawdę znacząca umiejętność!
Ogromnym plusem pracy zdalnej jest to, że coraz lepiej uczę się planować swoje obowiązki. Próbuję różnych strategii i coraz bardziej usprawniam swoją pracę. Wcześniej pisanie to był dla mnie jeden wielki chaos, a dziś wiem, że najlepiej sprawdza się u mnie taka kolejność działań – wstępna koncepcja, super research, zaplanowanie punkt po punkcie tekstu, a następnie wypełnienie tych wszystkich punktów tekstem (niekoniecznie w kolejności od początku do końca – często zamiast zastanawiać się pół godziny nad wstępem, najpierw ogarniam środek tekstu i zakończenie, a potem z pomysłem na wstęp szybko ogarniam początek). Świetnie sprawdza się u mnie także praca na czas, np. nastawiam minutnik na godzinę i w tym czasie staram się zrobić jak najwięcej, potem robię krótką przerwę i z nową energią wracam do pracy na kolejną godzinę.
JAK SIĘ „SPRZEDAĆ”
Jako osoba będąca swoim własnym szefem sama muszę sobie znaleźć klientów. Nie wystarczy ich jednak jedynie znaleźć (to by było zbyt piękne) i dać znać o swoim istnieniu – trzeba jeszcze umieć odpowiednio zareklamować swoje usługi, by przekonać potencjalnych klientów, by zechcieli z nich skorzystać. Zwykle do tego służy copywriterowi/redaktorowi portfolio, ale moje – to super profesjonalne i rozbudowane – wciąż jest w budowie (o ironio, mam tyle pracy, że nie mam kiedy go skończyć!), więc muszę sobie radzić inaczej. No i sobie radzę. Chyba ma się tę moc przekonywania…
MNÓSTWA WIEDZY TEORETYCZNEJ I PRAKTYCZNEJ
Tu oczywiście mowa nie stricte o pracy na własny rachunek, ale o pracy copywriterskiej na własny rachunek. Piszę na różne tematy (wiele z nich związanych jest z moimi zainteresowaniami lub wykształceniem), ale nie piszę z głowy, tylko – przeważnie – na podstawie ogólnodostępnych informacji. Do tej pory nauczyłam się naprawdę mnóstwa, mnóstwa rzeczy, nawet takich, które niby powinnam wiedzieć ze studiów (ale wiadomo, jak to na studiach – byle zdać). Wiem na przykład, jak napisać idealne CV (wbrew pozorom to nie takie proste), które mało popularne miejsca w Polsce koniecznie trzeba zobaczyć, kiedy najlepiej pojechać do Tajlandii i co tam trzeba zobaczyć czy jak regularne picie wody przyczynia się do poprawy zdrowia i dobrego samopoczucia… Dzięki pisanym tekstom nabywam też coraz więcej wiedzy z marketingu i uczę się coraz lepiej pozycjonować. Ogólnie cały czas się rozwijam, cały czas się czegoś uczę, a to czego się uczę mogę potem wykorzystać w pracy… Coś wspaniałego!
Pst, przeczytaj też:
- Wymarzona praca, czyli jaka?
- Jak zdobyłam pracę moich marzeń?
- Freelance to nie rurki z kremem
- Triki ułatwiające pracę zdalną
*