WEGAŃSKIE ZAKUPY W MEKSYKU, CZYLI KOLEJNY TYGODNIK [7/52]

Duże wegańskie zakupy w Meksyku, podwójna randka w Walentynki i inne wspomnienia ubiegłego tygodnia.

W dzisiejszym Tygodniku znajdziecie…

  • duże wegańskie zakupy (zobaczcie, jakie produkty można kupić w Meksyku i ile kosztują),
  • kilka słów o moich Walentynkach,
  • mini przegląd internetów, czyli linki do wartościowych treści z ostatniego tygodnia,
  • książki, filmy i seriale, które czytałam/oglądałam w zeszłym tygodniu
  • oraz linki do wpisów z poprzednich 7 dni (a tych wpisów było aż 5!!!).

Moje wielkie wegańskie zakupy

W tym tygodniu szykuję wpis o tym, jak to jest być weganką w Meksyku. Ale już dziś powiem Wam, że jest troszkę trudniej niż w Polsce – wegańskie zamienniki dla mięsa i nabiału są trudno dostępne i drogie. Ale czasem można się szarpnąć :)

I tak w zeszłym tygodniu odkryłam sklep Mr Tofu, gdzie WSZYSTKO BYŁO WEGAŃSKIE! I było mnóstwo alternatyw dla mięsa, serów, jogurtów i różnych gotowców. Większość tych produktów oczywiście jest niedostępna w Polsce, ale co w tym sklepie można było kupić to Wam już szerzej opowiem we wpisie o weganizmie  w Meksyku. A dziś pokażę Wam, co kupiliśmy.

wegańskie zakupy w Meksyku

wegańskie zakupy w Meksyku

Ceny w Meksyku są bardzo podobne do polskich cen… Przynajmniej jeśli chodzi o NORMALNĄ żywność, środki higieniczne i domową chemię, i tego typu produkty. Natomiast te wegańskie zakupy kosztowały nas… 450 złotych! Koszty kilku produktów ze zdjęcia:

  • burgery BeyondMeat (w środku 2 kotlety) – 40 zł
  • paluszki bezrybne – 28 zł
  • płatki drożdżowe (70 g) – 24 zł
  • jogurt (ok. 500 ml) – 12 zł

Kosmos, co? A w Polsce narzekamy na ceny takich produktów…

Jak spędziłam Walentynki…

W Walentynki oczywiście w internetach rozgorzało od deklaracji „dla mnie Walentynki są cały rok”, a ja się tylko śmiałam z tego pod nosem… Bo ja mam 2 miłości – Kajtka i swoją pracę. U Kajtka jest zresztą podobnie. Tak że dla nas Waletynki to świetna „narzucona” z góry okazja, aby spędzić ze sobą trochę czasu… A zresztą o moim podejściu do Walentynek i tym, jak się zmieniało, pisałam we wpisie Walentyki – a po co to komu? 

Zawsze przed Walentynkami Kajtkowi melduję, że oczekuję kartki od tajemniczego wielbiciela i że chciałabym dostać kwiaty, i wymyślam jakąś fajną randkę. Albo wymyślamy ją razem.
No i w tym roku oczywiście też dostałam kartkę od tajemniczego wielbiciela (ale podejrzewam, kto to!) i piękne kwiaty…


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Aśka Rzeźnik (@askarzeznik)

Naszą tegoroczną walentynkową randką miał być piknik na plaży, ale że do Playa przyjechali znajomi K. z Polski, zresztą na swój miesiąc miodowy, to po prostu zrobiliśmy sobie podwójną randkę. Taką klasyczną, czyli najpierw szama (byliśmy w wenezuelskiej restauracji, ciekawe jedzonko), a potem drineczki (ale w beach barze!), jak to przy spotkaniu Polaków, hehe.

Mini przegląd internetów

8 pomysłów na działania marketingowe, na które wystarczy Ci godzina

Najlepsze wegańskie kosmetyki z Rossmanna wg Ewy z bloga Happy Rabbit – wegańskie kosmetyki nietestowanych marek są dziś bardzo łatwo dostępne, więc może by tak całkowicie zrezygnować z innych i wybierać tylko takie? Na blogu Ewy na pewno znajdziecie mnóstwo inspiracji. Od tego wpisu możecie zacząć, w końcu Rossmann jest dziś w większości nawet średnich miast :)

Test wegańskich serów pleśniowych – wiele osób twierdzi, że zbyt kocha sery, by móc przejść na weganizm. Cóż, na weganizmie też można zajadać sery. Sprawdźcie tę recenzję. Ja fanką serów pleśniowych nigdy nie byłam, ale niektórym z Was ten wpis na pewno się przyda!

Zatroszcz się o siebie – 10 pomysłów na randkę z samą sobą

Kulturka, czyli książki, filmy i seriale…

Książka: Zamiana, R. Fleet – szukałam nowości do poczytania wieczorem do snu i ta książka zaintrygowała mnie opisem. Trochę kryminał, trochę thriller… No sami sobie przeczytajcie:

Uważaj, kogo wpuszczasz do domu…
To miał być dla nich wyjątkowy tydzień: z dala od codziennej rutyny, dziecka i zmartwień. Nowy początek dla pogrążonego w kryzysie związku. Caroline i Francis zamienili swoje mieszkanie w mieście na elegancki dom na drogim przedmieściu Londynu.
Jednak Caroline szybko zaczyna odczuwać niepokój: kwiaty w łazience, muzyka w salonie – dla kogoś, kto jej nie zna, mogłyby wydawać się przypadkowe, jednak ona wie, że zostały wybrane specjalnie dla niej.
Kiedy znaczących nawiązań do jej dawnego życia pojawia się coraz więcej, Caroline obawia się, że osoba, o której przez ostatnie lata starała się zapomnieć, desperacko pragnie powrócić do jej życia. A jej powrót oznacza, że Caroline i jej rodzina będzie musiała ponieść wysoką cenę za błąd popełniony w przeszłości.

Brzmi dobrze, prawda? No i faktycznie pierwsze rozdziały budują napięcie, tak że po prostu czekasz tylko, by coś się zdarzyło. Coś, co Cię porządnie przestraszy. Niestety, nic się nie dzieje i próby utrzymywania tego napięcia spełzają na niczym, po prostu odkładasz książkę. I nagle orientujesz się, że przeczytałaś połowę i jesteś wściekła o tę stratę czasu. Tak że bnie polecam bardzo.

Serial: One day at a time – powiedziałabym, że to klasyczny rodzinny sitcom – dla mnie świetna rzecz do oglądania podczas gotowania. To jest ten rodzaj serialu, w którym nie musisz bacznie śledzić losów bohaterów, bo nic nie tracisz. Tak że jak co chwilę hałasujesz w kuchni – a to coś blendujesz, a to włączasz okap, bo znowu coś przypaliłaś – to nie trzeba non stop włączać pauzy. I to jest super!
Ale do oglądania w ramach wieczornej rozrywki, gdy rozwalasz się na kanapki z czipsami i piwerkiem, to nie polecam. Jako tego typu rozrywka ten serial będzie zwyczajnie zbyt nudny.

Serial: Great news, a dokładnie to 2 sezon – kolejny świetny serial do oglądania w trakcie gotowania (albo w trakcie jedzenia). Może trochę bardziej dynamiczny i na pewno zabawniejszy niż One day at a time.

Film: Fyre Festival – rewelacyjny dokument o festiwalu, który miał rzucić świat na kolana, a nigdy się nie odbył. Ten film rewelacyjnie pokazuje, jak wielką moc, jak ogromny wpływ mają na świat instragram (czy raczej to, co w nim pokazujemy i jak kreujemy, czy to siebie, czy to swoje produkty, i to, jak chcemy chcemy się pokazać) oraz influencerzy.

Film: Amerykański mem – dokument o tym, jak wygląda życie najpopularniejszych amerykańskich influencerów, jak to wszystko wygląda od kuchni, co ich boli itp. W filmie występują m.in. Paris Hilton, Brittany Furlan (swego czasu największa gwiazda serwisu Vine), modelka Emily Ratajkowski czy Kiril was here (znany robienia obleśnych zdjęć tego, jak oblewa dziewczyny szampanem). Myślę, że dla osób, które nie mają za wiele wspólnego z insta, a jedynie wrzucają tam swoje fotki z wakacji, film może być sporym szokiem… Dla mnie nie był. Trochę się wynudziłam, choć jeden moment zapadł mi w pamięć – to, jak Paris Hitlon opowiada o momencie w swoim życiu, gdy wypłynęła jej sex taśma.

Film: Minimalizm – no i kolejny dokument. Ale słaby bardzo, więc nawet nic o nim nie napiszę. Po prostu nie polecam. Szkoda słów na opis.

Na blogu i na insta

Na blogu:

Na insta:


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Weganizujemy Polskę (@weganizujemypolske)


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Weganizujemy Polskę (@weganizujemypolske)


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Weganizujemy Polskę (@weganizujemypolske)