WSPARCIE ZAMIAST PRESJI

czyli czego zabrania ci twój partner – część druga, po przemyśleniu tematu!

Wychodzę sobie czasem z siebie, staję obok i obserwuję swoje relacje z ludźmi. Przede wszystkim – swój związek. Patrzę sobie, co się w nim dzieje niefajnego, co by tu wyeliminować i patrzę, czy swoje złote myśli i cudowne rady, które pisałam na blogu (będąc singielką, ale po przemyśleniach na temat swoich wszystkich związków i po wyciągnięciu wniosków z obserwacji związków znajomych), tak gładko wcielam w życie. I dlatego teraz nadeszła pora, by dopisać co nieco refleksji do wpisu o tym, czego zabraniają nam partnerzy (o ile czegoś zabraniają). Jeśli tego tekstu nie czytaliście, to nim przejdziecie dalej, nadróbcie te zaległości – O TU.

Wciąż, oczywiście, trzymam się tego, co w tamtym tekście napisałam. Główny zamysł więc zostaje, ale… w życiu nie ma tak, że coś jest albo czarne albo białe, jest jeszcze tysiąc pięćset sto dziewięćset odcieni szarości. Dlatego bywa, że coś się człowiekowi nie podoba w zachowaniu partnera, w jego preferencjach czy decyzjach. Nie podoba lub po prostu martwi. Wiadomo – akceptacja jest super, przyzwolenie do podejmowania własnych decyzji w kwestiach swojego życia, wyglądu, zdrowia jest super i niewpierdalanie się z butami w decyzje partnera też jest super, ALE jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas ma swój własny mózg (tak, nawet, o dziwo, ci ludzie, którzy łączą się w dwugłowe potwory!), a w związku z tym prawo do własnego zdania i własnych zmartwień. I to nie jest nic złego ani dziwnego, że uważasz, że partnerowi nie robi dobrze to, że jara szlugi jakby od tego zależało jego życie albo, tak z zupełnie innej beczki, że nie podoba Ci się w nowej fryzurze. Nie musisz tego od razu artykułować, wiadomo, ale masz prawo mieć takie zdanie! Za własnym zdaniem, oczywiście, nie idzie wcale prawo do narzucania go partnerowi, zwłaszcza, jeśli wynika to z czystego egoizmu. Jeśli wynika to z altruizmu, to też wcale nie możesz czegoś kazać ani zabronić, ALE możesz za to to powiedzieć, porozmawiać na ten temat, okazać swoje wsparcie. Tylko niech to będzie wsparcie, motywacja, pomocna dłoń, a nie moralizatorski wykład. Naprawdę niezwykle ważne jest to, w jaki sposób to swoje zdanie czy to swoje zmartwienie wyrażasz. To wręcz kluczowy element, bo decyduje o tym, czy takie – powiedzmy – zwrócenie uwagi nie zamieni się w kłótnię i czy odniesie jakiś skutek.

Ja właśnie dzięki wsparciu Jacka rzuciłam palenie (właśnie sobie uświadomiłam, że tydzień temu minęło mi pół roku niepalenia nałogowego) – pierwszy raz w życiu jako jedyny wspomagacz mając swoją silną wolę! Mojemu poprzedniemu partnerowi również, jak to osobie niepalącej, nie podobało się, że palę, ale on swojego niezadowolenia nie krył. Jackowi, jestem pewna, też przeszkadzało moje jaranie, ale on potrafił mi okazać wsparcie, potrafił powstrzymać się od moralizatorskiego tonu (mądry chłopak, wpadł na to, że moralizatorski ton by Ciocia Mortycja okrutnie wyszydziła) i jeszcze w bonusie w odpowiednim momencie mnie „pchnąć” do rzucenia (bo wcześniej o tym mówiłam, to zresztą ja ten temat zaczęłam)… i udało się! Dwie podobne sytuacje, tylko jedna – dla jednych subtelna, dla innych znacząca – różnica: sposób wyrażania!

Tak w skrócie, podsumowując – chcę powiedzieć, a właściwie tylko potwierdzić, to, co pisałam już wcześniej –  że, oczywiście, nie mamy absolutnie żadnego prawa mówić partnerowi czy partnerce, co ma robić albo czego ma nie robić, bo o ile nas nie krzywdzi (naczelny przykład: zdrada, ale to się rozumie samo przez się i chyba nie trzeba tego mówić partnerowi), to ma do swoich decyzji pełne prawo. Możemy jednak subtelnie dać do zrozumienia, gdy coś nas martwi czy nam się w jakiś sposób nie podoba. Wiadomo, że jak coś jest nie tak, to to kiepski pomysł udawać, że wszystko gra! Porozmawiajmy więc z partnerem, powiedzmy, co tam nas boli, ale nie róbmy tego z pozycji, że tak powiem, siły, z pozycji pouczającej mamusi, bo to tak samo niefajne jak rozkazywanie lub zabranianie. Zróbmy to po – słowo klucz! – partnersku, wspierająco, a jeśli nie odniesie to oczekiwanych przez nas skutków to, jeśli traktujemy taką relację poważnie, po prostu spróbujmy się z tym pogodzić.

[źródło tytułowego zdjęcia]

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!