WRAŻENIA Z BERLINA + MÓJ PIERWSZY VLOG

Jak jest w Berlinie? Co warto tam zjeść? Co zachwyca, a co nie? Sprawdź!

Dziś mam dla Was coś nowego – mojego pierwszego vloga! Wyszło to w sumie bardzo przypadkowo, bo z inicjatywy Kajtka, który wręczył mi GoPro i powiedział „masz, nagrywaj, będziesz miała na bloga”. A potem zmontował mi film (bo ja nie dość, że nie umiem, to jeszcze najwyraźniej mam na to zbyt słabego lapka). Ale zanim rzucicie się na vloga, co nieco Wam szybko poopowiadam o Berlinie!

Sam wypad był w ogóle bardzo spontaniczny, przynajmniej dla mnie. Po prostu Kajtek postanowił mi zrobić niespodziankę, powiedział „spakuj się na 5 dni” i przy wsiadaniu do Polskiego Busa zakrył oczy (a potem podczas komunikatów o trasie także uszy!), żebym się nie zorientowała dokąd jedziemy. Tak, wiem, mam zajebistego chłopaka.

No, ale do rzeczy! Tak w skrócie moje wrażenia z Berlina mogę opisać w kilku punktach:

Veganes Sommerfest Berlin trochę mnie rozczarował, bo nie było ani pizzy, ani krówek, a wegański kebab nie okazał się taką rewelacją jak myślałam. Bardzo zasmakowały mi za to frytki z batatów z masłem orzechowym (cudowny pomysł!), donuty i gofry (no ale gofry zawsze są zajebiste, duuuuh!), a Kajtka zachwyciły lody miksowane na miejscu z wybranych przez klienta składników. Udało nam się też zrobić research do biznesu, który zamierzamy razem rozkręcać, więc to bardzo na plus!

Wegańskie żarcie w Berlinie nie zachwyciło. Owszem, nie było złe, całkiem smaczne, ale po wegańskiej stolicy Europy spodziewałam się jednak więcej. Na pewno mogę polecić *Goodies, Katjes Cafe Grun-Ohr i Roka Bell. Ale o berlińskich knajpach już rozpisałam się obszernie we wpisie Gdzie zjeść wegańsko w Berlinie?

Zachwyciły natomiast wegańskie pyszności z wegańskich sklepów! Krówek, niestety, nie znaleźliśmy, ale przywiozłam całą torbę słodkości, którymi się teraz po trochu raczę. Schnugenugatriegel (nie wiem, czy tak to się pisze, ale who cares) z filmiku to totalne niebo w gębie, tak samo ciasteczka twibio z nadzieniem truskawkowym i batoniki Veganz. Pyyyyyyycha! Co prawda w Polsce też się można obkupić w wegańskie słodkości, przede wszystkim w sklepach internetowych, ale większości tych, które przywiozłam z Berlina jednak, niestety, nie ma u nas. Także dla wszystkich słodyczowych łasuchów Berlin jest celem obowiązkowym!

Miś, symbol Berlina, też cudo! Co krok można takiego misiaczka, chyba dwumetrowego, spotkać – w różnych wzorach i kolorach. O wiele to lepsza maskotka miasta niż wrocławskie krasnale. No sami popatrzcie, jakie rozkoszne!

misie berlińskie
źródło zdjęcia

Z rzeczy, które mnie jeszcze zaskoczyły – mur berliński (a raczej jego pozostałości) okazał się… strasznie niski. Ja myślałam, że to był jakiś kolos, a tu taki konusek… No i dziwne też było to, że… W Berlinie w ogóle nie ma bezdomnych kotów! Przynajmniej ja żadnego, absolutnie żadnego, nie zauważyłam. Ale to w sumie bardzo pozytywne zaskoczenie akurat.

No dobra, to tyle z moich wrażeń. A teraz vlog!

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!