GDZIE ZJEŚĆ WEGAŃSKO W BERLINIE?
Ponoć Berlin to raj dla wegan. Czy aby na pewno? Sprawdź moją opinię na ten temat i dowiedz się, gdzie warto (a gdzie nie) zjeść wegańsko w Berlinie!
Tytułowe pytanie o to, gdzie zjeść wegańsko w Berlinie, to z mojej strony taki mały żarcik (suchar, wiem, ale cichutko), bo – jak każdy zapewne wie chociaż ze słyszenia – w tym mieście wegańskie restauracje czy choć knajpy z wegańskimi opcjami są co krok. No sami zobaczcie na screenshocie z Happy Cow:
O info, gdzie zjeść wegańsko w Berlinie, zatem bardzo łatwo… Ba, w ogóle żadne info przed wyjazdem potrzebne nie jest – wystarczy wyjść w miasto na spacer, a zaraz trafi się jakaś wege jadłodajnia. Ja zamierzam Wam więc po prostu zrecenzować miejsca, które nam się udało odwiedzić w ciągu czterech dni pobytu.
Niestety, na samym wstępie muszę rozczarować wegan lubiących chować do brzuszka dużo dobrego jedzonka – Berlin wcale nie jest takim wegańskim rajem jak go malują. Owszem, jedzenie całkiem niezłe, ale… bez szału. Wrocławskie knajpy biją berlińskie (przynajmniej te, które odwiedziliśmy, ale wiedzcie, że wiele z nich miało bardzo dobre recenzje) na głowę! No, ale do rzeczy!
DALUMA
W Dalumie zachwycił nas przede wszystkim nietypowy ogródek, który poprzez wielkie, otwarte, kiedy jest ciepło, okna łączy się z lokalem. Ale, ale! Mamy mówić o jedzeniu, więc do rzeczy – w tym lokalu nacisk kładziony jest na to, żeby szama była zdrowa. Mamy więc różnego soki, smoothies, zdrowe deserki, sałatki czy wreszcie śniadania. No i kawę, oczywiście. Poza daniami przygotowywanymi na bieżąco, są też takie w opcji buy’n’go, czyli już przygotowane i zapakowane na wynos.
Jako że my przybyliśmy tam na śniadanie, zamówiliśmy po wielkiej misce śniadaniowego miksu. Ogólnie do wyboru jest 6 dań śniadaniowych (jakić pudding chia, owsianka i takie tam), każde po 5,30 €, no i każde też wegańskie, ale można zamówić taki miks złożony z mniejszych porcji każdego śniadaniowego dania (koszt takiego miksu dla łasuchów to 8,40 €). No i tak – śniadanie super sycące, smaczne, niedosładzane sztucznie (ale dla mnie, wielkiej miłośniczki super słodkich słodyczy, było okej), ale trochę to wszystko za bardzo rozciapane. Ale kawusia za to na piątkę z plusem!
KATJES CAFE GRUN-OHR
Przeurocze (w taki super słodki serduszkowo-ciasteczkowy sposób) miejsce z zatrzęsieniem wegetariańskich i wegańskich ciast i ciasteczek. Wszystko wygląda nie tylko smakowicie, ale i tak pięknie, że po prostu nie sposób czegoś nie skosztować. Muffinki i przygotowywane na miejscu soki naprawdę super.
Katjes to bardziej sklep, ale jest też kilka (2 stoliki w środku i 2 na zewnątrz) stolików dla łasuchów, którzy muszą już, teraz, zaraz zjeść. Jeśli zatem lubicie śniadania na słodko, to warto wstąpić do Katjes, żeby się opchać babeczkami albo cynamonowymi bułeczkami, mniam!
GOODIES*
To miejsce dobrze zapamiętałam – nie tylko dzięki smacznemu jedzeniu, ale też dzięki śmiesznego hasłu do wifi (fluffy tomato!). W każdym razie – tutaj zjecie sobie zupy, sałatki, wrapy i pewnie jeszcze inne rzeczy, o których nie pamiętam. I napijecie się kawy, oczywiście. I zjecie ciacho. Zupa dała radę, a wrapy (i caesar, i ali baba) naprawdę nam posmakowały. Kawa natomiast taaaaka sobie, mnie nie porwała. Ale poza tą kawą, polecam Goodies* jako świetne miejsce na lunch!
ROKA BELL
Maleńka knajpka, w której nawet nie ma toalety (seriously, ponoć nie ma nawet dla obsługi, więc wysyłają klientów do… toalety w jakiejś kebabowni naprzeciwko), ale są za to naprawdę pyszne naleśniki na słodko (na wytrawnie też są, jeśli ktoś woli takie) za 2 czy tam max 3,50 € (jeśli dobrze pamiętam, to naleśnior z wegańską nutellą, dżemorem i cukrem pudrem kosztował 2,50 €) i smaczna kawa, też niedroga. Poza tym w menu także kanapki na ciepło – niestety, tylko jedna jest wegańska (smaczna, ale bez rewelacji) – i wegańskie lody.
LA STELLA NERA
Rozczarowani, że na Veganes Sommerfest Berlin nie uświadczyliśmy pizzy, ruszyliśmy w miasto w jej poszukiwaniu. Podążyliśmy za sugestią Happy Cow (knajpa oceniona na 4 i pół gwiazdki!) i wylądowaliśmy w La Stella Nera. Oczekiwaliśmy super pysznej pizzy i… niestety, rozczarowaliśmy się. Pizza, owszem, smaczna, nie powiem, że nie, ale orgazmu kubków smakowych nie było (we wrocławskim Złym Mięsie czy Piecu na Szewskiej mają o wiele smaczniejsze pizze). Ale za to obsługa bardzo miła i pomocna, no i w menu także wegańskie desery, np. tiramisu czy panna cotta (tych jednak nie spróbowaliśmy, bo byliśmy za bardzo najedzeni).
ZEUS PIZZERIA
W poszukiwaniu pizzorgazmu trafiliśmy także do pizzerii Zeus, która prócz pizzy serwuje także coś jak zapiekanki w dziwnym kształcie (nazywają się one „pide”, nie wiem, jak to przetłumaczyć). Zamówiliśmy sobie właśnie taką zapiekankę, która okazała się po prostu mniejszą pizzą o innym kształcie. Smak całkiem, całkiem, lepsza niż w La Stella Nera, ale ser był jakiś dziwny (jestem przyzwyczajona do super kleistego sera z Violife, a ten w Zeusie bardziej przypominał zwykły, niewegański ser, i może stąd mój dyskomfort).
YOYO
Do Yoyo też zaszliśmy na pizzę (no co? pizza to jedna z najlepszych rzeczy na świecie, ex aequo z seksem, kotami i książkami), ale Happy Cow podpowiada, że zjecie tam również burgery, wrapy i sałatki. Zachwycona tym, że w końcu znalazłam wegańską wersję mojej ulubionej pizzy – hawajskiej (z ananasem, wiadomo, i z wegańskim niby boczkiem), rzuciłam się na ten rarytas i… mina mi zrzedła. Pizza średnio smaczna, a ten niby boczek ani trochę nie przypominał ani boczku, ani żadnego innego mięsa, a wyglądał jak marchewka czy inna pietruszka. Rozczarowanie bardzo. Nic więcej w Yoyo nie próbowałam i raczej nie spróbuję, bo nie zamierzam wracać tam podczas kolejnego pobytu w Berlinie.
SAMADHI
Wegetariańska kuchnia azjatycka z opcjami wegańskimi. Menu dość obszerne, tak że jest w czym wybierać, w dodatku większość dań można zweganizować, więc zapowiadało się dobrze. Niestety, i tutaj zachwytów nie było. Nie dość, że kelnerka zapomniała w kuchni powiedzieć, że pad thai ma być bez jajka (na plus jednak liczę to, że zorientowała się, zanim Kajtek zaczął jeść, i zabrała szamkę z powrotem), i nie dość, że ceny w menu podane są w netto (nie żebyśmy oszczędzali na szamie i liczyli każdy cent, po prostu to niezbyt uczciwa praktyka), to jeszcze jedzenie też jakieś super nie było. Zupy, owszem, niezłe, ale smażony z warzywkami makaron przesmażony, za suchy i kiepsko doprawiony. No nie polecam zdecydowanie.
Poza knajpami, które odwiedziliśmy, byliśmy jeszcze na Veganes Sommerfest Berlin, gdzie również się najedliśmy do syta. Z berlińskich knajp, które w ten sposób odhaczyliśmy, mogę Wam z czystym sumieniem polecić Brammibal’s Donut (donuty w wielu wielu opcjach, nawet z polewą lawendową!).
Tak że tak – jeśli planujecie wyjazd do Berlina ze względu na mnogość wegańskich opcji i nadzieję na smaki, których nie doświadczycie w Polsce (i zakup wegańskich krówek), lepiej obniżcie swoje oczekiwania. Albo jeszcze lepiej – wybierzcie się na wegańską wycieczkę do Wrocławia – tu też roślinnych opcji nie brakuje, tu też zrobicie wielkie wegańskie zakupy (krówek wegańskich co prawda nie mamy we Wro, ale… w Berlinie też ich nie znalazłam, cholera), a zjecie o wiele smaczniej niż w Berlinie! Dla tych, którzy się na taki wypad do Wrocławia zdecydują, na dniach wpis o wrocławskich weg(etari)ańskich knajpach.
Aha, aha! Kto jeszcze nie wypełnił mojej króciutkiej (tylko 4 pytania!) ankiety, proszony jest o nadrobienie tego TUTAJ.
*
Pst, sprawdź też:
Gdzie zjeść wegańsko w Trójmieście?
Weganie na wakacjach – poradnik
*