TYGODNIK [4/52] – NASZA RODZINA SIĘ POWIĘKSZA!
O tym, jak powiększyła się nasza rodzina, i jak spełniam kolejne zawodowe marzenie.
W dzisiejszym Tygodniku znajdziesz…
- opowieść o tym, jak powiększyła się nasza rodzina,
- podsumowanie drugiego dnia z wyzwaniem #OgraniczamPlastik,
- info o tym, jaki super plan zawodowy realizuję w tym roku,
- 2 super seriale (netflixowe oczywiście)
- i linki do wpisów na blogu z zeszłego tygodnia.
Ach, a tutaj pod poniższym zdjęciem na Instagramie macie cotygodniowe moje pozytywne podsumowanie tygodnia, czyli w dużym skrócie wszystko, za co jestem wdzięczna. Wszystko z zeszłego tygodnia, oczywiście. aby przeczytać, po prostu kliknijcie w zdjęcie.
Wydarzenie tygodnia: nasza rodzina się powiększyła
Bez wątpienia największym wydarzeniem ubiegłego tygodnia był fakt powiększenia się naszej rodziny. Nie tylko dla mnie było to wydarzenie tygodnia, ale najwyraźniej również dla moich kochanych obserwatorek na instagramie… Ale od początku!
Otóż proszę sobie wyobrazić, że Kajtek – najlepszy chłopak na świecie i oto dowód – poinformował mnie, że na naszym osiedlu ktoś ma do oddania małe kotki, po czym zaproponował, byśmy jednego przygarnęli. Słuchajcie, gdy ze sobą zamieszkaliśmy, to ja specjalnie adoptowałam kota, który nie toleruje innych kotów, żeby mnie nie kusiło przygarnianie kolejnych… No jak się wcześniej miało 7 kotów, to wiadomo, że sytuacja może się łatwo wymknąć spod kontroli. A on mi teraz tak sam z siebie, żebyśmy przygarnęli drugiego kotka! Ideał!
Poszliśmy zobaczyć, co to za kocięta, ale już byliśmy mentalnie gotowi. Okazało się, że to są naprawdę maluszki, mają ledwo 4 tygodnie, i ktoś je podrzucił! Czwórka puchatych słodziaków była cała zapchlona, więc pomogliśmy sąsiadce je wykąpać i… wróciliśmy do domu z maleństwem.
Ponieważ ja uwielbiam wymyślać oryginalne tytuły książek oraz imiona dla kotów, to imię już mieliśmy od razu. Wzięliśmy kotka, więc dostał imię Pingwin Kamil. Dziś jednak okazało się, że to kotka! Oczywiście. Teraz mamy dwie kotki o męskich imionach.
Jednak tak jak już wyżej napisałam, nasza pierwsza kotka, Borsuk Maurycy, nie akceptuje innych kotów. W domu tymczasowym, gdzie były inne koty, tak bardzo chorowała ze stresu, że musiała brać kozi prozak! Tak że mamy gdzieś z tyłu głowy myśl, że być może nie zaakceptuje rodzeństwa i będziemy musieli Kamisia oddać… Na razie jednak nie tracę nadziei, cierpliwie izolujemy, przekazujemy kotom wzajemnie ich zapachy, i czekamy, co będzie dalej. Trzymajcie więc kciuki, bo ja to maleństwo już kocham całym serduszkiem i chyba się zapłaczę, jak będę musiała go oddać…
Drugi tydzień wyzwania #OgraniczamPlastik
Niestety, drugi tydzień wyzwania wypadł już nieco gorzej niż ten pierwszy.
Mieliśmy oczywiście trochę wpadek, jak na przykład:
- zamówienie żarcia na dowóz, większość była w papierze, ale skusiłam się i na milkszejka, którzy oczywiście był w papierowoplastikowym kubeczku,
- kilka paczek czipsików,
- Kajtek zamówił sobie smoothie w jakiejś knajpie i nie zwróciliśmy uwagi, by dali nam w szkle (jedliśmy na miejscu), tak więc dostał w styropianowym kubku,
- wpadli do nas sąsiedzi, poprosiliśmy, by przynieśli piwo, ale nie dodaliśmy, by było ono w szkle, więc kolejne puszki do śmieci.
Ale też zużywamy po prostu po trochu to, co mamy w domu, a mamy naprawdę duuużo rzeczy w plastiku, bo jak już mówiłam, Meksyk na plastiku stoi. Trudno o opakowania papierowe czy szklane, niestety.
Tym razem nie zrobiłam zdjęć, ale wrzucam listę moich plastikowych śmieci:
- 11 workow po spożywce i 4 po produktach do domu (ręcznik papierowy, gąbka do naczyń, pranie odebrane z pralni i 1 foliopak po przesyłce),
- 6 butelek po napojach,
- 6 tetrapaków (5 po mleku, 1 po tofu),
- 6 saszetek po kocim żarciu,
- 4 puszki po piwie,
- 3 małe torebki po herbacie,
- 2 twarde puszki po jedzeniu,
- 2 kubki po piciu na wynos (1 papierowoplastikowy, drugi styropianowy),
- 1 duża pucha po oliwie,
- 1 tubka po szamponie,
- 1 jednorazowa maszynka do golenia.
W sumie 47 plastikowych śmieci. Dużo! Ale wierzę, że najważniejsza jest świadomośc i z czasem będzie już coraz lepiej.
Zostaję wydawcą… a raczej wydawczynią :)
Jednym z moich największych planów na ten rok było i jest wydawanie ebooków. Ale już nie moich, a przynajmniej nie tylko moich. W głównej mierze chcę się skupić na wydawaniu ebooków innych wegańskich blogerów.
Uważam, że wielu z nich tworzy tak świetne przepisy i robi tak piękne zdjęcia, że to po prostu zasługuje na swój własny produkt! A że ja się na tworzeniu, wydawaniu i promocji takich produktów już trochę znam, to chcę ogarniać całą robotę, jakiej wydanie ebooka wymaga. Tak żeby twórcy mogli skupić się na tym, co robią najlepiej i co robić lubią :)
No i słuchajcie, projekt wystartował, skrzyknęłam już trochę osób do mojej wegańskiej drużyny, pierwsze umowy podpisane, a blogerzy już pracują nad swoimi dziełami. Za jakiś czas zdradzę Wam, kto to i co dokładnie knujemy!
Seriale, seriale…
Do tego wszystkiego nie mogło zabraknąć luźnej rozrywki w postaci seriali. Oglądam je w trakcie gotowania, a że gotuję dużo, to i dużo oglądam, hehe. W zeszłym tygodniu skończyłam oglądać najnowszy sezon „Grace i Frankie”, a zaczęłam „Sex Education”. Oba z całego mojego netflixowego serduszka polecam! Jeśli nie znacie, to poniżej kilka zdań opisu.
„Grace i Frankie” to serial o dwóch starszych paniach, które się nie znoszą, ale zostają przez życie zmuszone zamieszkać razem, gdy ich mężowie robią coming out i ogłaszają, że od 20 lat romansują ze sobą. Grace i Frankie dzieli 20 lat, styl życia i światopogląd. Panie są totalnie po dwóch stronach bieguna, więc możecie sobie wyobrazić, że ich próby wspólnego mieszkania będą zabawne.
Natomiast „Sex Education” to serial o dojrzewaniu, ale pokazany od bardzo śmiałej strony. Śmiałej – jak na wszystkie seriale o nastolatkach. Ale ta śmiała strona jest bardzo prawdziwa. Zobaczcie trailer i objerzyjcie!