POPAPRANY ROK, CZYLI PODSUMOWANIE 2016
Moje osobiste podsumowanie roku 2016 – największe sukcesy i osiągnięcia, najlepsze zdarzenia w moim prywatnym życiu, pierwsze razy i… porażki.
2017 zaczął się już na dobre zadomawiać (a przynajmniej na tyle, bym wreszcie zaczęła pisać 2017 zamiast 2016, hehe), a mi się zachciało podsumowywać 2016. Cóż, taki mamy klimat… Ale serio, taki mamy klimat, że od świąt choruję – w czwartek dopiero się dokulałam do lekarza! – i nastrój mam raczej serialowo-książkowy. Robić mi się nie chce nic prócz herbaty i obiadu. A poza tym, że mi się nie chce, to się w dodatku zwyczajnie od blogowania… odzwyczaiłam. Ale w końcu trzeba spiąć poślady i się za to wziąć! Tak że tak.
2016 BYŁ POPAPRANY
To pierwsze, co przychodzi mi na myśl na ten temat. Rok temu pisałam w podobnym podsumowaniu, że 2015 był moim rokiem, w sensie dobrym dla mnie. 2016 był… z jednej strony jeszcze lepszy, z drugiej – nie pamiętam, czy był w moim dorosłym życiu rok gdy więcej płakałam niż właśnie w 2016.
TOP 5
Najlepsze, co przytrafiło mi się czy co zrobiłam w ubiegłym roku, to:
1. Stworzenie od zera własnego czasopisma – w ciągu trzech tygodni zrobiłam i wydałam pierwszy numer (nieważne, że wyglądał jak kupa!), w ciągu trzech miesięcy zebrałam kilkunastoosobową (dziś to już ponad 20 osób!!!) ekipę pomocników, a ostatnio dostałam propozycję, by V mag został patronem medialnym pewnego przedsięwzięcia. Trochę mi się nadal nie chce wierzyć, że to faktycznie się udało i że V mag naprawdę istnieje, wygląda jak magazyn z prawdziwego zdarzenia i że przyciąga coraz więcej czytelników. Tak, to zdecydowanie jeden z moich największych sukcesów w 2016 i jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się w tamtym roku zdarzyła!
2. Sprawy uczuciowe – w 2016 zakończyłam poprzedni związek, w którym już źle się czułam (ale nie wdawajmy się w szczegóły) i… zaangażowałam się w kolejny. No i właśnie Kajtek także kwalifikuje się do TOP 5 ubiegłego roku. Nie tylko dlatego, że jesteśmy naprawdę nieźle dopasowani i tworzymy świetną parę freaków starających się w ogóle nie wychodzić z domu, hehe, ale też dlatego, że chyba w żadnym związku wcześniej nie dostawałam takiego wsparcia i takiej motywacji. Gdyby nie Kajtek z pewnością wciąż bym nie wyszła z V magiem, choć pomysł na to miałam od dawna, a być może nawet w ogóle jeszcze nie zaczęłabym nad nim prac!
3. V box, czyli wcielenie w życie pomysłu na wegańskie niespodziankowe boxy subskrypcyjne (tylko że na razie nie są one subskrypcyjne, hehe). Nie mogę tego zaliczyć co prawda do sukcesów, jeśli chodzi o samą sprzedaż, ale jeśli chodzi o wcielenie pomysłu w życie – już jak najbardziej! A uwierzcie mi, że stworzenie własnego produktu – nieważne, że jest on formą redystrybucji – to wcale nie taka prosta sprawa. My akurat po drodze popełniliśmy tysiąc błędów i co się mogło nie udać, to się nie udało, ale i tak to zrobiliśmy… No i z tego jestem mega dumna!
Aha, jeśli o boxach jeszcze nie słyszeliście, to sprawdźcie skąd pomysł i co było w tej pierwszej paczce (którą swoją drogą znów można kupić, choćby z bocznym panelu bloga).
4. Podróże – nie było ich jakoś bardzo wiele, ale na pewno było więcej niż w chyba ostatnich dwóch latach razem wziętych! W 2016 dzięki mojemu najlepszemu na świecie chłopakowi zaliczyłam Trójmiasto, Berlin i Wenecję, no i w związku z tymi podróżami też pierwszy raz w życiu leciałam samolotem (leciałabym wcześniej, a konkretnie… dzień wcześniej niż leciałam, ale… spóźniliśmy się na samolot, haha), jeździłam tandemem i płynęłam gondolą (do gondoli nigdy więcej nie wsiądę, co za straszne doświadczenie, do tej pory mam traumę!).
5. Pokonanie choroby i powrót do formy – ze względu na to, że znienacka wylądowałam w szpitalu, niemal od razu na stole operacyjnym (całą historię możecie przeczytać we wpisie 7 rzeczy, których nauczyła mnie choroba), ten rok nie był taki jak sobie wymarzyłam. Przez to było dużo bólu, mnóstwo łez i jeszcze więcej ograniczeń. Ale za sukces mogę uznać to, że udało mi się wrócić do formy! Chyba długo nie zapomnę tego, jaki ból i dyskomfort sprawiało mi wstawanie przez pierwsze tygodnie, jak trudno było mi przejść dłuższy dystans i jak nagle kuło mnie w brzuchu, gdy zmuszałam się do większego wysiłku. Ale też nie zapomnę, jak dobrze było pierwszy raz wyjść z domu bez tego cholernego pasa brzusznego, jak wspaniale było ponownie wsiąść na rower i jak radośnie było odkryć, że znów mogę przebiec więcej niż kilka metrów bez bólu. Poza powrotem do formy udało mi się też zwalczyć chorobę, która doprowadziła mnie do szpitala i uwierzcie, że to była najlepsza wiadomość 2016 roku.
INNE FAJNOŚCI
Nie chcę wszystkich fajnych rzeczy, wydarzeń i osiągnięć zeszłego roku opisywać tak dokładnie, ale wiele z nich zasługuje na upamiętnienie, więc po prostu je wymienię.
- druga rocznica na weganizmie,
- nowy tatuaż,
- nowy koteł (niestety, obecnie mam tylko jednego, poprzednie stadko zostało z moim byłym) zwany Borsukiem Maurycym, choć jest samicą, hehe,
- TEDx (wspaniałe, otwierające głowę jeszcze bardziej i mocno motywujące wydarzenie, polecam każdemu!),
- dużo pierwszych razów, między innymi pierwszy raz byłam w exit roomie (fajna zajawka, chcę jeszcze!), w… Domu Zła (polecam maniakom horrorów!), na Kolejkowie i w saunie, pierwszy raz dałam wywiad do radia i miałam swoją pierwszą w życiu choinkę, no i pierwszy raz jeździłam po Tesco rowerem w stroju jednorożca,
- dwie świetne przebierane imprezy, które z Kajtkiem zorganizowaliśmy pod koniec roku – Halloween i Hawaii Party,
- prezentowy kalendarz adwentowy, który sobie nawzajem z K. zrobiliśmy (w moim był m.in. Pusheen i maszyna do pieczenia chleba)
- rzuciłam palenie (fakt, że nie tak definitywnie, bo czasem na imprezie czy przy kawie z palącą przyjaciółką zapalę papierosa, dwa, ewentualnie osiem, ale myślę, że ta właśnie dyspensa, którą sobie daję raz czy dwa na miesiąc, sprawia, że nie palę codziennie),
- zostałam ciocią,
- byłam na kilku świetnych (Rebeka, Peszek, Mela Koteluk, Klezmafor i The Wall Live Orchestra) koncertach,
- byłam Żywą Książką pt. Weganka na kilku wydarzeniach z serii „Żywa Biblioteka”,
- zrobiłam zbiórkę dla bezdomnych zwierzaków z wrocławskiego schroniska i z Fundacji Neko (stamtąd przygarnęłam Borsuka), zebrałam ponad 1000 ziko i w sumie chyba nadeszła pora, żebym się z tego rozliczyła na wydarzeniu, hehe,
- wróciłam do normalnego koloru włosów, ale w międzyczasie byłam i blondi w stylu Harley Quinn, i miałam siwo-różowe ombre, i całkiem różowe, i niebieskie, i nawet wielokolorowe włosy,
- założyłam fanpejcz Weganizujemy Polskę, który w tydzień zgarnął 1000 lajków i który prężnie się rozwija (naprawdę mam zajawkę na prowadzenie czegoś takiego!).
COŚ NIE WYSZŁO
Oczywiście żeby nie było tak słodko, to muszę przyznać również, że trochę rzeczy mi w zeszłym roku nie wyszło. Poza chorobą, szpitalem i totalnym spadkiem formy (i wagi, której, cholera, wciąż nie udało mi się odzyskać!), przez które nie nauczyłam się pływać i nie poszłam na pole dance, co planowałam na 2016, za największe porażki uważam to, że:
- totalnie zaniedbałam czytanie książek (planowałam znów ogarnąć wyzwanie z 52 książkami, a tymczasem przeczytałam ich tylko… 20! Dawno nie miałam tak słabego książkowo roku),
- przestałam blogować, straciłam do tego zapał i serce, trochę się wypaliłam,
- nie potrafiłam się zorganizować, zmotywować, przewidzieć co ile czasu mi zajmie, w związku z czym wiele czasu po prostu zmarnowałam, również na złoszczeniu się i płakaniu, że nie zdążyłam, że zapomniałam, że mi nie wyszło.
MOJE ULUBIONE ZDJĘCIA Z 2016
*