JESTEM HEJTEREM, PRZYZNAJĘ SIĘ

Nigdy nie byłam słodką dziewczynką rzygającą tęczą na prawo i lewo. Nie boję się walić w tych, którzy działają przeciwko szeroko pojętej wolności i równości czy tych, którzy szkodzą jakiejś szlachetnej idei. Szkodników się niszczy.

Mówiąc dość ogólnie – jaram się życiem. Dostrzegam tak wiele szans i możliwości do wykorzystania. Wiem, że świat oferuje mi bardzo wiele, jeśli tylko będę miała odwagę po to sięgnąć. I widzę mnóstwo innych ludzi z takich podejściem jak ja. Znam ludzi, którzy biorą życie w swoje ręce, działają, spełniają marzenia czy choćby pomagają innym. I to jest super.

ALE

Nigdy jednak nie byłam słodką dziewczynką rzygającą tęczą na prawo i lewo. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Nie mam na oczach klapek. Dostrzegam też drugą stronę medalu. Wiem, że jest okej i wiem, że jest o niebo lepiej niż było kiedyś, ale… to wciąż nie jest to. W wielu dziedzinach bardzo ogólnie pojętego życia wciąż jest BARDZO dużo do zrobienia, do poprawienia. W wielu kwestiach wciąż jest bardzo wiele po prostu do naprawienia.

Tak wiele zjawisk, tyle ideologii, tyle poglądów i wyznających je ludzi zwyczajnie mi nie pasuje. Nie dlatego, że JA mam takie widzimisię, lecz dlatego, że te poglądy i ci ludzie po prostu działają na szkodę innych, po prostu robią innym źle. Niektórzy nawet nieumyślnie, powielając po prostu schematy… Nie widzę powodu, abym miała przymykać na to wszystko oko (przykładając tym samym rękę do kontynuowania tego wszystkiego), nie mówić na ten temat, nie krytykować, nie pokazywać błędów w myślenia i nie wskazywać drogi rozwiązania problemu.

Naprawdę nie widzę powodu, by nie mówić głośno (czy nie pisać na blogu) o tym, co mnie irytuje i co uważam, że po prostu szkodzi – czy to ludziom danej grupy czy to zwierzętom. Nie widzę powodu, by nie krytykować tego, co doprowadza mnie do szewskiej pasji, bo komuś czy czemuś mocno szkodzi. Szkodników się niszczy, a nie klepie po główce, że każdy ma prawo do własnego zdania… Jasne, niby każdy je ma, wolność słowa i te sprawy, ale niektórzy po prostu powinni zachować je dla siebie. Na zawsze. Albo wybić z głowy bardzo ciężkim młotkiem… Anyway…

Tak, przyznaję, jestem hejterką.

Nie boję się walić w tych, którzy działają przeciwko szeroko pojętej wolności i równości (tu, oczywiście, mowa o wszystkich seksistach, homofobach i innych tego typu ograniczonych ludzi o zamkniętych głowach) czy tych, którzy szkodzą jakiejś szlachetnej idei (tu, rzecz jasna, chodzi głównie o wegańskie oszołomstwo, przez które ludzie, gdy słyszą słowo „weganizm”, prychają śmiechem albo oddalają się czym prędzej w bliżej nieznanym kierunku). Jeśli ktoś chce to tak nazywać, proszę bardzo – hejtuję wspomniane zjawiska i osoby reprezentujące je.

PS. Tak, ja sobie zdaję sprawę, że tym, że coś napiszę na blogu, całego świata nie zmienię (aż tak odrealniona nie jestem, spokojnie!), ale jeśli dotrę do kilku osób, które dzięki temu coś zmienią (tak jak niektórzy dzięki moim wpisom przechodzą na weganizm, true story) na lepsze, to uważam, że to jest dobrze wykonana robota i warto czasem trochę pohejterzyć.

[źródło zdjęcia tytułowego]

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!