DOMOWE SPOSOBY NA NAWILŻENIE SUCHEJ SKÓRY

Drogeryjne kremy nawilżające do suchej cery sprawdzają się u mnie na krótką metę, ponieważ moja skóra zaskakująco szybko się na nie uodparnia. Zaczęłam więc szukać rozwiązania bliżej — w domu. Przeczytajcie, jak sprawdziły się u mnie domowe sposoby.

OLIWA Z OLIWEK

Mój numer 1! Ponieważ zawiera witaminy z grupy B, fosfor, żelazo, witaminy C i E, jest świetnym źródłem nawilżenia i regeneracji dla suchej skóry, a także skutecznie łagodzi drobne podrażnienia. W internetach czytam, że również uelastycznia skórę i poprawia jej napięcie. Tyle teorii. A jeśli chodzi o praktykę, w moim przypadku oliwa jest lekiem na całe zło. Staram się co wieczór, ewentualnie co drugi dzień, nasmarować suche rejony twarzy, a raz na tydzień także te tłuste (mam cerę mieszaną), cieniutką warstwą, tak, żeby nic nie ściekało, na przynajmniej pół godziny. Potem zmywam ją żelem do mycia twarzy, a przed snem, na noc smaruję twarz kremem nawilżającym połączonym z kilkoma kroplami oliwy. Sam krem niewiele mi już daje, ale w połączeniu z oliwą sprawdza się świetnie. Skóra nie jest tłusta, a oliwa z kremem szybko się wchłania, więc nie ma ryzyka, że w nocy otłuszczę sobie poduszkę lub, co gorsza, włosy.

SIEMIĘ LNIANE

Kolejny hit! Zawiera całe mnóstwo witamin i minerałów, m.in. wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega 3, witaminy B, witaminę E, cynk, kwas foliowy, magnez, wapń, żelazo czy błonnik. Te składniki sprawiają, że siemię idealnie nadaje się do odżywiania nie tylko skóry, ale również włosów i paznokci! Siemię lniane można z powodzeniem stosować wewnętrznie i zewnętrznie. Picie siemienia nie przynosi tak natychmiastowych efektów (choć u mnie przyniosło dość szybkie efekty dla włosów — przestały mi wypadać garściami) jak używanie go w formie maseczki, ale jeśli będziemy stosować obie te metody, na pewno w długofalowym okresie przyniesie to duże efekty. Jeśli chodzi o maseczkę, gotuję w garnku wodę (ok. 1 szklanki), a gdy zacznie wrzeć, wsypuję siemię (1 czubata łyżka na szklankę) i gotuję 10-15 minut. Taki czas wystarczy, aby napar był na tyle gęsty, by nie ściekał z twarzy po nałożeniu. Maseczkę trzymam 15-30 minut i zmywam letnią wodą. Efekty natychmiastowe — skóra jak pupcia niemowlaka ;)

BANAN

Banan to dość zaskakujący (przynajmniej dla mnie) sposób, aby nawilżyć suchą skórę, ale tonący brzytwy się chwyta. W internetach wyczytałam, że banan także posiada właściwości odżywcze, nawilżające i regenerujące, więc musiałam przekonać się o tym na własnej skórze. Wykonanie maski, jak w powyższych przypadkach, jest banalnie proste — wystarczy bardzo dojrzałego banana zblendować. Powstałą papkę nakładamy na twarz na mniej więcej 15 minut i zmywamy żelem do twarzy. Efekt bardzo mnie zaskoczył. Skóra od razu była wyczuwalnie nawilżona, mięciutka i gładka. Co bardzo mnie zaskoczyło (pozytywnie, oczywiście) to dodatkowy bonus w postaci rozjaśnienia przebarwień. Aby sprawdzić, czy efekt utrzyma się dłużej niż kilka godzin, przez następne 2-3 dni nie stosowałam żadnych metod nawilżania twarzy (prócz zwyczajowego wklepania rano kremu służącego mi jako baza pod podkład) i muszę przyznać, że skóra się przez ten czas nie zdążyła przesuszyć ani podrażnić.

PŁATKI OWSIANE

Płatki owsiane to pomysł jeszcze dziwniejszy niż banan. I, niestety, o wiele mniej praktyczny. Zacznijmy jednak od plusów. Płatki owsiane zawierają całe mnóstwo składników odżywczych i dzięki temu sprawdzą się kosmetycznie przy każdym typie cery. Polecane są nie tylko do cery suchej, ale również do cery problemowej z trądzikiem. Jeśli chodzi o nawilżenie, potwierdzam ich niesamowitą skuteczność. Cera po zastosowaniu maseczki owsianej jest cudowna w dotyku, mam też wrażenie, że, tak jak banan, rozjaśnia przebarwienia skóry już po jednym użyciu. Niestety, przepis, który znalazłam, okazał się w praktyce dość problematyczny. Polecano, aby kilka łyżek płatków zalać niewielką ilością wody, by utworzyła się papka. Nałożenie tak powstałej owsianki jest okropnie kłopotliwe, najlepiej robić to na leżąco i jeszcze podłożyć ręcznik. W ogóle odradzam Wam ten sposób. Dopiero kiedy zmyłam reszty maski, które nie poodpadały, wpadłam na to (ach, ten refleks!), że mogłam owsiankę zwyczajnie zblendować. Gdy zapytałam wujka Google o zastosowanie płatków owsianych w kosmetyce, znalazłam radę, aby najpierw płatki zmielić w młynku do kawy i dalej działać z taką mąką. Ten sposób z pewnością jeszcze wypróbuję, bo efekty są naprawdę warte kontynuowania takiej „terapii”.

Pst! Przeczytaj też: Olej lniany – mój kosmetyk wszech czasów

[źródło zdjęcia tytułowego]

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!