
3 POWODY, BY PRZEJŚĆ NA WEGANIZM
Gdy ktoś pyta mnie, dlaczego jestem weganką („co tak radykalnie?”), odpowiadam, że z powodów etycznych i zdrowotnych… A tak naprawdę mam ochotę zapytać „a dlaczego Ty nie jesteś?”.
Wiem jednak, że wielkim koncernom hajs się musi zgadzać i dlatego społeczeństwo gówno wie o tym, w jaki sposób produkty takie jak to pyszne delikatne mięsko, ten cudownie rozpływający się na pizzy ser i to cholernie, takie ponoć zdrowe, mleko chętnie serwowane dzieciom, znalazły się na ich talerzach i w ich lodówkach (oczywiście, każdy wie, że mięso to ze zwierzaka z rzeźni, a szynka ze świńskiej pupy i… to właściwie tyle tej powszechnej wiedzy). I gówno wiemy (ja już trochę więcej, ale do niedawna też byłam totalnym laikiem, co myślał, że mleko jest wolne od okrucieństwa i że wpierdalając na śniadanko jogurt albo… nie wiem, smarując grabki kremem z gliceryną, nikomu krzywdy nie czynię) o tym, jaki mięso czy nabiał wpływ ma na nasze zdrowie, a jeszcze mniej o tym, jaki wpływ ma na środowisko. Dlatego zamiast patrzeć na moich wszystkożernych znajomych z góry i wyniośle pieprzyć „to Ty mi powiedz, czemu nie jesteś vegan”, staram się raczej wytłumaczyć im, czemu wybrałam taki niby radykalny styl życia, staram się podesłać im obiektywne informacje, artykuły wskazujące na słuszność mojego wyboru. A dziś chciałabym moje pobudki wyłuszczyć na blogu, by zamiast się za każdym razem produkować, po prostu podesłać linka i mieć święty spokój, a zarazem poczucie, że może kogoś to ruszy.
Mój pierwszy i główny powód – nie chcę przykładać ręki do okrucieństwa (czy w ogóle jakiekolwiek ingerencji w życie zwierzaków)
Kiedyś miałam to głęboko w dupie, ale potem zaraziłam się empatią i tak to się zaczęło. Wiadomo, że mięso, które zazwyczaj kupujemy w sklepach, nie pochodzi z małych farm, gdzie codziennie rano zwierzęta są głaskane po główce i karmione naturalną eko paszą, a nie jakimś gmo, hormonalnym czy chuj wie, jakim jeszcze, syfem. Wiadomo – to jest mięso z wielkich przedsiębiorstw, gdzie zwierzę traktowane jest jako produkt do przerobienia. A jakby nawet było z takiej małej faremki, gdzie sobie zwierzątko żyje szczęśliwie do momentu, aż farmer zdecyduje się je zaciukać, to i tak jest nie w porządku. Oczywiście, takie mięso jest zdrowsze, i według niektórych bardziej etyczne (haha!), ale śmierć to zawsze cierpienie, a ja nie chcę do tego przykładać ręki. Ale dość o mięsie, tutaj sytuacja jest dość jasna. Gorzej w przypadku jajek i nabiału – w tych przypadkach wszyscy się dziwią, że nie chcę tego jeść. A gdy ostatnio powiedziałam w pracy, że przecież aby krowa dawała mleko, to musi najpierw zostać zapłodniona i się ocielić, to koleżanka powiedziała „no niby tak, ale przecież są jeszcze krowy mleczne” (czyli takie, które ponoć dają mleko same z siebie – totalnie charytatywnie!). Jej pewność, że istnieją krowy, które w swej wspaniałomyślności na prawo i lewo tryskają mlekiem ot tak, tak zbiła mnie z pantałyku, że aż musiałam się upewnić, czy faktycznie mam rację. Oczywiście, miałam. Krowy tak jak ludzie są ssakami i aby zaczęły dawać mleko muszą urodzić dziecko, no sory, nie ma innej opcji. I tak jak u ludzi – to mleko jest dla tych ich dzieci przeznaczone. Ale nie ma tak hop siup, bo cielak niemal od razu po narodzinach jest od mamy-krowy zabierany i hodowany na cielęcinę (wtedy trzymany na małej ograniczonej przestrzeni, często jeszcze przypięty łańcuchami, by nie miał możliwości za bardzo się ruszać, bo przecież mięsko ma być delikatne!) albo po to, by w przyszłości zastąpić w robocie swoją mamę, która po kilku latach już nie będzie nadawała się, by dawać mleko, więc pójdzie do rzeźni, na mięso. Bardzo skrótowo, ale tak mnie więcej się to dzieje. Tak że mleko i nabiał wszelaki, jak widać, nie jest cruelty free… Ba! Jego pozyskiwanie również przyczynia się do czyjejś śmierci. A zresztą… tak czy siak jest to eksploatacja zwierząt, wykorzystywanie ich. Dla mnie (i wielu mi podobnych) to, czy zwierzę jest hodowane na mięso, na jajka (a co jest złego w jedzeniu jajek? Choćby to, że kura, która już nie jest w stanie być wydajna, staje się nieopłacalna i również jest przerabiana na mięsko) czy na wełnę albo miód nie ma znaczenia. Ma znaczenie to, że jest to eksploatacja, zazwyczaj, na masową skalę. I w znacznej większości przypadków wiąże się z cierpieniem.
Powód drugi, a dla sceptyków, którzy w dupie mają to, że ich karkóweczka z grilla albo kurczaczek z kejefsi równa się czyjejś śmierci, pierwszy – zdrowie!
„Amerykańskie Stowarzyszenie Dietetyczne wyraża stanowisko, że odpowiednio zaplanowane diety wegetariańskie, w tym diety ściśle wegetariańskie, czyli wegańskie, są zdrowe, spełniają zapotrzebowanie żywieniowe i mogą zapewniać korzyści zdrowotne przy zapobieganiu i leczeniu niektórych chorób. Dobrze zaplanowane diety wegetariańskie są odpowiednie dla osób na wszystkich etapach życia, włącznie z okresem ciąży i laktacji, niemowlęctwa, dzieciństwa, dojrzewania, oraz dla sportowców.”
Weganizm, jeśli jest dietą odpowiednio zbilansowaną, potrafi nie tylko nie szkodzić (o co zazwyczaj okropnie martwią się wszystkożercy), ale wręcz zapobiegać chorobom, a nawet leczyć! Np. mniej tłuszczów nasyconych = mniej cholesterolu = zmniejszone ryzyko chorób układu sercowo-naczyniowego. A to tylko przykład! Rezygnując z białka zwierzęcego (zwłaszcza kazeina, czyli białko mleka, jest mocno be!), można zmniejszyć ryzyko nowotworu albo zahamować jego rozwój! Ryzyko, że weganin zachoruje na cukrzycę, jest także zmniejszone (ponoć aż o ponad 60% w stosunku do osoby jedzącej mięso!)… Korzyści zdrowotnych jest dużo dużo więcej, ale o tym wpis będzie niedługo, jak uporam się z pewną bardzo ciekawą książką, a tymczasem ciekawość możecie zaspokoić TU.
I wreszcie ostatni, ale wcale nie tak mało ważny, argument – dbałość o planetę, na której żyjemy (jedyną, na której jest czekolada!)
Przemysłowe hodowle zwierząt nie są eko. Są dla środowiska naprawdę niefajne. Najlepszy przykład: hodowla zwierząt przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych, i to o wiele bardziej niż cały światowy transport samochodowy, lotniczy i morski razem wzięte! Rokrocznie ponad 13 miliardów ton (yup!) zwierzęcych ekskrementów zanieczyszcza glebę i wodę. A to tylko wierzchołek góry lodowej! Przemysłowa hodowla zwierząt przyczynia się także np. do nadmiernego zużycia wody (co z tego, że na chacie zakręcasz wodę, jak szczotkujesz zęby, taka/taki jesteś eko, skoro jedząc schabowego marnujesz jej tysiąc pięćset sto dziewięćset razy więcej niż jakby ta woda sobie z tego kranu leciała?), zmniejszania bioróżnorodności, wycinania amazońskiej dżungli… I wielu innych niefajnych rzeczy. O TUTAJ taka ładna infografika pokazująca to wszystko w skrócie.
[źródła informacji, przykładów, zdjęć, grafik: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11]