ZACZYNA SIĘ OD FRUSTRACJI

Początki są niewinne – ot trochę nerwy, jakaś „kurwa” rzucona pod nosem… i tyle. Spoko, bierzesz to na klatę – przeżyjesz, bo jak nie ty to kto? Po pewnym czasie łapiesz się jednak na tym, że te małe wkurwy są trochę zbyt częste… albo zaczynają mutować w hiper-wielką wściekłość. I staje się jasne – uwiera cię sytuacja, w jakiej się znajdujesz. Nieważne, czy chodzi o pracę, związek, brak kontroli nad swoimi finansami czy o cokolwiek. Ważne, że jesteś sfrustrowana.

CO SOBIE WTEDY MYŚLISZ?

Że zaciśniesz zęby i przeżyjesz? Że skoro tyle już dawałaś radę, to sobie poradzisz? A może kombinujesz, jakby tu wywinąć się z uwierającej cię sytuacji na… jakiś czas? W pracy wziąć urlop albo najlepiej udawać chorą i pójść na L4? Odwlekać w nieskończoność spotkanie z twoim partnerem, którego sama już obecność doprowadza cię do szału?

I co najważniejsze…

CO ROBISZ Z TĄ FRUSTRACJĄ?

Faktycznie zagryzasz zęby, dopingujesz się wewnętrznie i… nadal żyjesz z tą uwierającą cię sytuacją, pozwalając, by każdego dnia frustracja oblewała cię coraz większą falą? Czy może traktujesz to jako impuls do działania, do zmian, do kreowania takiego życia, w jakim nie będzie miejsca na codzienne znerwicowanie?

jak poradzić sobie ze złością?

FRUSTRACJA NIE MUSI BYĆ CZYMŚ ZŁYM

Zaczyna się od frustracji (zgadliście – bardzo lubię to słowo, ma fajne brzmienie!), a na czym się skończy – to już zależy od ciebie. Niezadowolenie z życiowej sytuacji, w jakiej się człowiek znalazł, to tak naprawdę… świetna rzecz. Kiedy ciało jest chore, coś zaczyna boleć, dostaje się gorączki – to dla nas jasne informacje od organizmu, że coś się z nim dzieje i trzeba je wyleczyć, trzeba mu poświęcić należytą uwagę, zatroszczyć się o nie… Kiedy odczuwamy niezadowolenie, frustrujemy się, łatwo nas wyprowadzić z równowagi, to analogicznie –  to dla nas znak, że coś w naszych życiu nie gra, że trzeba poświęcić mu większą uwagę, bardziej się o nie zatroszczyć, COŚ W NIM ZMIENIĆ. Zmienić tak, by się nam podobało, byśmy byli szczęśliwi, a nie ciągle mielili w ustach przekleństwa, chodzili ze skwaśniałą miną i zaciskali zęby, by coś tam przeżyć (byle do weekendu, byle do wypłaty, byle do urlopu, byle do emerytury!).

W moim przypadku frustracja sprawiła, że WRESZCIE porzuciłam moją zawodową strefę komfortu, w której się kisiłam od kilku lat, ciągle niezadowolona z tego, co robię, lecz zadowolona, że przynosi mi to stały, czasami wcale niemały, dochód. Rzuciłam to w diabły, choć umowa mi się miała skończyć za tydzień – nie mogłam tam wytrzymać już ani dnia dłużej, tak byłam podenerwowana tym, co robię (wcale to nie było nic strasznego, ale bardzo monotonnego, odmóżdżającego, no i w nieprzyjemnej nerwowej atmosferze), nawet zaczęłam mieć z tego powodu problemy z żołądkiem (co rano to samo – ból brzucha, mdłości, biegunki)… a poza tym bałam się też, że ulegnę, gdy zaproponują mi przedłużenie umowy (co teraz już wiem, że oczywiście miało mieć miejsce, faktycznie chcieli mi przedłużyć). Dziś w końcu robię to, co chciałam robić – piszę, i to zdalnie, tak jak chciałam. Mam w miarę regularne zlecenia i choć nie zarabiam (jeszcze!) kokosów (heloł, zmieniłam branżę, zaczęłam od zera i robię to dopiero od miesiąca, więc nie łudzę się, że od razu zarobię miliony monet), to w końcu jestem zadowolona z tego, co robię (no dobra, nie powiem, że w 100%, bo zdarzają się i niefajnie sytuacje, ale tego się chyba w żadnej pracy nie uniknie), i już zaczynam myśleć, by za jakiś czas przekuć to w prężnie działającą własną firmę. 

jak sobie poradzić z frustracją?

ZRÓB Z FRUSTRACJI IMPULS DO ZMIAN

Zachęcam i was, aby nie żyć w wiecznym niezadowoleniu. Wiem, że sytuacja znana i oswojona często kusi, by w niej pozostać, a strach, by dokonać jakichś drastycznych zmian, paraliżuje, ale – do licha – ile można budzić się co rano niezadowolonym? Ileż można pozwalać na to, by frustracja niszczyła nam życie? Niech stanie się w końcu czymś dobrym – impulsem do zmian!

Oczywiście, ja dobrze wiem, że nie wszystko da się zmienić, z nie wszystkim można sobie łatwo poradzić, a proces zmian bywa długi i nieraz bolesny… Ale nie poddawajcie się, chociaż spróbujcie żyć tak, jak to sobie wymarzyliście. Zamiast się bać, pomyślcie sobie, jak wasze życie może wyglądać, jeśli się odważycie dać sobie szansę na zmiany! I dajcie sobie czas – nic, co warte zachodu, nie przychodzi tak od razu, na pstryknięcie palcami.

*

A czy wy znaleźliście się kiedyś na dłużej w sytuacji, która was doprowadzała do szału? Co wtedy zrobiliście i co wtedy z tego wynikło? A może od zawsze staraliście się żyć tak, by życiowe niezadowolenie nie stało się waszym udziałem i sukcesywnie dążyliście do realizacji swoich planów? Koniecznie podzielcie się swoją historią czy też swoimi przemyśleniami w komentarzach!

Jeżeli potrzebujecie wsparcia w dążeniu do zmiany sytuacji, która was uwiera, możecie też napisać do mnie prywatnie. W razie czego zawsze chętnie posłużę radą czy wsparciem, bo wiem, jakie to ważne. Kontakt w zakładce O MNIE.

[źródła zdjęć: 1, 2, 3]