WNĘTRZNOŚCI #1
…czyli kolejne nic niewnoszące do waszego ani mojego ani w ogóle niczyjego życia głupotki.
Wiecie co? Trochę mi się tęskni za blogami-pamiętniczkami. Sama jeszcze do niedawna taki prowadziłam, ale jakoś mi się odwidziało. No i teraz nie za bardzo mam gdzie ku uciesze gawiedzi wypisywać swoje anegdotki i inne głupotki. Z braku laku publikuję je więc za fejsie, ale wiadomo jak to z fejsem – zaraz to gdzieś w jego czeluściach mrocznych zaginie. Postanowiłam zatem wzorem mojej imienniczki z bloga Wyrwane z kontekstu zbierać takie głupotki do kupy i publikować je tutaj. A co! Lubicie Polaków rozmowy, to i Wnętrzności polubicie. A jak nie polubicie, bo jesteście sztywniakami poważnymi ludźmi i wolicie NORMALNE WPISY, a nie jakieś durnoty, to ogarnijcie poprzedni wpis – wywiad na temat weganizmu w Norwegii.
*
AHA, A SKĄD TEN GŁUPI TYTUŁ W OGÓLE?
Ano stąd, że tak się trochę wywnętrzam, a „wywnętrzanie” czy tam „pamiętniczek” czy coś w ten deseń nie brzmi zbyt chwytliwie. Właściwie… w ogóle nie brzmi. Za to WNĘTRZNOŚCI owszem – wspaniała, zapadająca w pamięć i jednocześnie po mojemu creepy nazwa. No i fajnie będzie wyglądać w zapowiedzi wpisu – np. „Macie ochotę na moje wnętrzności? No to łapcie!”.
*
DOBRA, PORA NA WNĘTRZNOŚCI!
♦ Na dzielni zabrakło prądu (dziękowałam wszystkim bóstwom świata, że mamy internety na kartę sim, a jako router służy mój telefon!)… Po czym się zorientowałam, że już jest? Oczywiście, że po rozlegającym się gromko na całą ulicę disco polo!
*
♦ Dostaję zlecenie od nowego klienta. Pierwszy temat na tekst: COKOLWIEK O BYDGOSZCZY.
*
♦ Taki tip:
Co zrobić, jak twój chłopak wraca do domu z samego rana kompletnie pijany? Zamiast się wkurwiać, lepiej poczekaj, aż zaśnie i pomaluj mu twarz (z własnego doświadczenia polecam wąsy, okulary i zrośnięte brwi), a potem nie starając się nawet opanować dzikich wybuchów śmiechu (po pijaku ma się super twardy sen!) zrób sesję zdjęciową. Polecam!
*
♦Przychodzę do mojej ulubionej ostatnimi czasy kawiarni, żeby popracować. W drzwiach niemal zderzam się z baristą. No to skoro widzimy się niemalże codziennie, fajeczka przed wejściem, pogaduszki. Mimochodem (już nie pamiętam kontekstu) wspominam, że przychodzę tu tak ciągle, bo pracuję, a w kawiarni nic mnie nie rozprasza. A on:
– Aaa… A ja się tak zastanawiałem. Myślałem sobie „co ona neta w domu nie ma?!”.
*
♦ Mamy z siostrą podobne piżamowe kombinezony – ja różowy (wiadomka!), ona granatowy, oba z norweskimi wzorkami. Jakoś tak przypadkowo ubrałyśmy je dziś (po co się ubierać, jak się w domu siedzi, cnie?).
Ja: O, mogłybyśmy sobie zrobić zdjęcie w tych kombinezonach!
Siostra: Mogłybyśmy. Gdybym wyglądała jak człowiek. GDYBYM MIAŁA LUDZKĄ TWARZ.
*
♦ Gdy nie spodziewamy się gości, nie otwieramy drzwi, kiedy ktoś dzwoni albo puka. Dziś właśnie w trakcie mojego głośnego trąbienia (każdy, kto słyszał, jak smarkam, ten wie, że z pewnością było mnie słychać aż na ulicy), ktoś zaczął dzwonić, więc wiedziałam, że już mnie usłyszał i będzie się dalej dobijał, tak że zamiast zwyczajowo olać, podeszłam do drzwi, kukam przez judasza i pytam:
– kto tam?
Koleś nic.
Ja: Kto tam?
Koleś: Instalator firmy orendż.
Ja: TATY NIE MA W DOMU.
*
♦ Jak Jacek wraca do domu z dużymi zakupami, to wali w drzwi i zawsze wtedy wiadomo, że to on i że trzeba czym prędzej otworzyć. Właśnie przed chwilą ktoś tak załomotał, a że akurat drzwi są zamknięte na klucz (bo sam Jacek zamknął, jak wychodził) i można sobie otworzyć od zewnątrz, to nikomu (czyli ani mnie, ani siostrze) nie chciało się wstawać, więc moja siostra tylko wydarła japę, tak żeby usłyszał:
– NA KLUCZ ZAMKNIĘTE!!!
Zaczęłyśmy się śmiać, że nieźle by było, jakby się okazało, że to ktoś inny, np. listonosz. Niezłego by miał zonka, że puka do drzwi, a tu ktoś mu się drze, że na klucz zamknięte… Oczywiście, po chwili okazało się, że to wcale nie Jacek. Ciekawe, kto to był i co sobie pomyślał…
*
♦ Po wieczornym drinku poszliśmy z Jackiem do kebaba, w którym pracuje moja siostra, na frytki. Jak tylko weszliśmy, siostra szepnęła coś gościowi przy kasie. Nie wiem, co, ale że dostaliśmy dwie porcje frytek w cenie jednej, to podejrzewam, że powiedziała „to są bardzo biedni ludzie, miej dla nich litość”.
*
♦ Moja uczciwość została dziś wystawiona na próbę. Jestem totalnie spłukana, a w knajpianym kiblu znalazłam dwa złote pierścionki. Oczywiście, wzięłam je… i zaniosłam do baru, żeby ktoś mniej uczciwy nie świsnął. Karmo, liczę, że przy najbliższej kumulacji lotto mi to wynagrodzisz!
*
♦ Jakiś sąsiad nazwał swoje wifi „nieślubne dzieci Wandy”.
*
♦ Jaki piękny nick na TT – ZŁY PAN MUSZTARDA.
*
♦ Wyprowadziłam się, owszem, ale nie rozstaliśmy się z Jackiem. Tak że chłopaki, przestańcie:
– do mnie pisać, zapraszać mnie na randki, przysyłać kwiaty (jedzenie byście lepiej przysłali, jak się chcecie na coś przydać!), zaczepiać na fejsie, proponować małżeństwo
– dzwonić do Jacka z pytaniem, jak się czuje jako singiel i wyciągać go na „męskie wieczory” (on i tak nie pójdzie, dalej się mnie we wszystkim słucha)
Dziewczyny, jeśli myślałyście o tym, żeby poderwać Jacka, coś wam powiem – abstrahując już nawet od tego, że ma mnie, chłopisko ma 4 dychy (więc ledwo już dycha), dziecko w wieku dojrzewania (#najgorzej! niech każdy sobie przypomni swój okres dojrzewania, to od razu skmini, żeby uciekać jak najdalej) i 7 kotów uważających za świetny dowcip postawienie klocka na środku domu… tak że tego.
RZEKŁAM.
*
♦ Opowieść z serii „jak ktoś ma pecha, to i w dupie palca złamie”:
Kupiłam nowy telefon. Taki piękny. Z takim świetnym aparatem… No w ogóle cud miód! Po półgodzinie cieszenia się nim ustawiłam sobie jako hasło wzór, który zaraz zapomniałam, więc nie mogę telefonu odblokować, a zaraz potem wsadziłam kartę SIM złą stroną tak że mi w środku utknęła… Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Bhawo ja!
*
♦ Mój słownik w smartfonie jest złośliwy tak bardzo w moim stylu… Chcę napisać „jem marchewkowy piernik i knuję”, a on uparcie mi to „knuję” zmienia na „kupę”.
*