THROWBACK THURSDAY: MOJE WEGE POCZĄTKI I SKĄD TO SIĘ W OGÓLE WZIĘŁO?

Wspominkowy Czwarteczek, czyli o tym, jak to się stało, że przeszłam na wegetarianizm? Historia ze zdjęciem w tle.

Throwback Thursday – taki fajny termin, który można by przetłumaczyć na Wspominkowy Czwarteczek. Osobiście rzaaaadko korzystam z okazji throwback thursday, by wrzucać stare zdjęcia, boooo nie ogarniam dni tygodnia, serio. Późną nocą siedząc w jedynym chyba biurze na świecie, które po północy tętni biurowym życiem (w sensie, że wszyscy serio siedzą przy swoich biurkach i klepią w klawiatury), wpadłam jednak na pomysł, by dzień ten wykorzystać jako pretekst do blogowych wpisów ze wspominkami w tle. Zamysł jest taki, aby do tych wspomineczków oczywiście wykorzystywać zdjęcie.

No to jedziemy! Jako że często ludzie pytają mnie, skąd ten mój weganizm, jak to się zaczęło i dlaczego w ogóle, to to będzie tematem dzisiejszego wpisu. Oto krótka historia, tego

JAK PRZESZŁAM NA WEGETARIANIZM

i w efekcie potem na weganizm.

Wszystko zaczęło się od… gigantycznych szpinakowych burgerów (zabawny zbieg okoliczności – akurat gdy pisałam o tym burgerze szpinakowym przyszedł kolega i przyniósł mi szpinakowe smoothie :)). Dokładnie takich:

Wege burgier #foodporn #foodstagram

Post udostępniony przez Aśka Rzeźnik (@mortycja_com)

A i te burgery nie wzięły się ot tak z siebie, lecz… od mojej przyjaciółki, Karoliny. Jako że nieco wcześniej przeszła na wegetarianizm i akurat przyjechała do Wrocławia, a dawno się nie widziałyśmy, zaproponowała obiad na mieście. No i w związku z tym jej wegetarianizmem poszłyśmy do wegetariańskiego Złego Mięsa, które dziś już – ku mej rozpaczy, bo miało rewelacyjną wegańską pizzę – nie istnieje, a którego wtedy nawet nie znałam. Oszołomiona tym całym wege menu, z którego wszystko było dla mnie totalną nowością, zamówiłam to, co Karolina – burgera szpinakowego. Burger był pyszny, a przy tym… ogromny! Naprawdę ogromny! Na tyle, że założyłyśmy się o deser, czy go zjem. W połowie rozpinałam guzik w dżinsach, ale jak się założę, to jestem niezłomna, i zeżarłam całego. Myślałam, że brzuch mi wybuchnie i wszędzie będą walać się moje flaki. No ale wygrałam zakład, cholera, więc nie było innej opcji jak… poprawić deserem lodowym.

Dzień wolności od diety

Post udostępniony przez Aśka Rzeźnik (@mortycja_com)

[Na zdjęciu mój deser lodowy i moja przyjaciółka, od której to się wszystko zaczęło!]

Tak się najadłam, że zgłodniałam dopiero następnego dnia w południe. A podobno te wegusy to tylko sałatę żrą i nie da się tym najeść… Hm.

No i tak to po tej burgerowej uczcie zakiełkowała we mnie myśl o wegetarianizmie. W szoku byłam, że buła z kotletem szpinakowym może być tak pyszna!

No i dalsze wydarzenia, czyli to, że przeszłam na wegetarianizm, były efektem takiej oto kumulacji – tych pyszniutkich burgerów oraaaaaz:

  • tego, że za mięsem nigdy jakoś nie przepadałam (jedynie – co też zawsze powtarzam – lubiłam cheeseburgery z maka i hotdogi z żabki, czyli mięso totalnie fastfoodowo-syfiaste), ale potrzebowałam chyba jakiegoś impulsu, żeby faktycznie z niego zrezygnować,
  • tego że miałam fazę na zdrowy tryb życia, zdrowe odżywianie, bieganie i takie takie,
  • natknięcia się na program Zostań Wege na 30 dni.

No i cóż – dalej to już się potoczyło efektem kuli śnieżnej – najpierw zrezygnowałam z mięsa, ale nie z ryb, po tygodniu jednak postanowiłam, że ryb też już nie będę jeść, a potem wgryzłam się w temat i – jak twierdzę – zaraziłam od kogoś empatią, i stwierdziłam, że to wszystko będzie zmierzało w kierunku weganizmu full. I w pół roku po przejściu na wegetarianizm zostałam weganką (najpierw odstawiałam po kolei kolejne grupy produktów odzwierzęcych zamieniając je na roślinne, aż w końcu zostały mi tylko słodycze, to z nich zrezygnowałam na samym końcu).

Myślisz o przejściu na wegetarianizm? Polecam z całego serca program Zostań Wege na 30 dni!
A jeśli jesteś już wege i myślisz o przejściu na weganizm full, i chcesz skorzystać z mojego doświadczenia, to kup moją książkę „SMART VEGAN”, czyli elementarz dla początkujących wegan(ek):