DŁUGIE WŁOSY I KOBIECOŚĆ

Pokutuje stwierdzenie, że kobiety w długich włosach są piękniejsze, bardziej kobiece. Oczywiście, zazwyczaj jest to zdanie mężczyzn, ale babeczki też nie protestują. O tych w krótkich fryzurach mówi się często, że są odważne — wow, odważyły się ściąć włosy, szaleństwo! Jakby to było nie wiadomo co… Do cholery, ludzie, to są TYLKO włosy!

Oczywiście, rozumiem zachwyt zdrowymi długimi włosami. Fakt, jeśli są zadbane, to wyglądają ładnie. Mogą być kobiecym atutem, mogą dodawać kobiecie pewności siebie i dzięki nim może czuć się piękniejsza. Nie mam nic przeciwko. Nie bojkotuję długich włosów, sama takie przecież mam. Ale krótkie włosy też są spoko, też można w nich wyglądać naprawdę dobrze i tak też się czuć. Irytuje mnie stereotyp, że kobieta MUSI mieć długie włosy, bo inaczej nie jest kobieca. Przecież kobieta to nie tylko te cholerne włosy (zabawne, że faceci ślinią się na widok dobrego cycka i jędrnego tyłka, ale to o włosach krzyczą, że to atrybut kobiecości, którego będą bronić do ostatniej kropli krwi).

Kto decyduje o tym, czy jesteś kobieca? TY. Tylko i wyłącznie Ty. Nie Twój facet, w ogóle zresztą żaden facet, nie mama, która lamentuje, co zrobiłaś ze swoimi pięknymi włosami po pas, nie przyjaciółki… ani nikt inny, poza Tobą. Jeśli czujesz się kobieca, to taka jesteś. Jeśli stając przed lustrem, patrzysz na swoje ciało z zadowoleniem, cholera, dziewczyno, jesteś kobieca! Nieważne, czy masz włosy po pas, fryz na chłopczycę, irokeza czy nawet jesteś łysa. Nie jesteś przecież głupia, więc nie pozwalaj sobą manipulować i nie daj sobie wmawiać, że MUSISZ mieć długie włosy, bo bez tego nie jesteś w pełni kobietą. To przecież śmieszne. Masz ochotę na odważniejsze cięcie, to po prostu to zrób. I chcesz i boisz się? Litości, włosy nie zęby, odrosną! Och, chłopak Ci zabrania? Chrzań to, jest twoim chłopakiem, a nie panem i władcą.

Żebym nie zabrzmiała jak hipokrytka — jasne, mam dłuższe włosy i ciągle staram się je zapuszczać, ale robię to dla SIEBIE. Bo takie MI się podobają. A przecież nie zawsze tak było. Miałam na głowie już chyba wszystko, byłam nawet łysa (jeno grzywka i pejsy się ostały). I nigdy nie czułam się z tego powodu mniej kobieca. Lubię siebie, podobam się sobie, lubię swoje ciało i chcę się w nim czuć jak najlepiej. Dlatego tak wariowałam z fryzurami (i dlatego mam tatuaże, tunel i inne pierdoły) – bo uważałam, że będę w takiej, a nie innej, dobrze wyglądać, a co za tym idzie, dobrze się ze sobą czuć. Tak, nawet w małpce czułam się świetnie i nie uważam, że ta fryzura ujmowała mi kobiecości (poza tym była straaaaaasznie praktyczna!). Pewnie większość z Was uznałaby, że wyglądałam strasznie! Who cares?! Nie spinam się, żeby podobać się komuś, komukolwiek, ale przede wszystkim sobie. I to jest, moim zdaniem zdrowe podejście. Do cholery ze stereotypami! Dziewczyno, noś się (i chodzi mi tu i o włosy i o cały styl) tak, jak Tobie się podoba, nie daj sobie wmówić, że cokolwiek może czynić Cię mniej kobiecą. Moja własna definicja kobiecości mówi, że jest to pewność siebie, zadowolenie ze swojego ciała. Może by to rozpropagować?

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!