DLACZEGO KINDLE JEST SUPER?

Jaki maniaczka książek kupująca je kompulsywnie w tradycyjnej formie (my precioussss!), długo mówiłam „nie” elektronice. Aż nagle pstryk, coś mi się w głowie przełączyło i zamarzyłam o Kindle. Kupiłam więc… I pokochałam!

Moim naczelnym argumentem na „nie” dla czytnika (którego nigdy nie miałam w łapkach, póki nie kupiłam!) było „nie bo nie”. I jeszcze, że przecież tradycyjne papierowe książki mają swój niepowtarzalny klimat. I wiecie co? Bzdura! To treść książki tworzy klimat, a nie jej forma.

Kindle kupiłam przede wszystkim dlatego, żeby zawsze mieć przy sobie komplet książek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy skończę czytać tę, którą akurat czytam (tak było np. na wakacjach — wzięłam tylko jedną książkę, do pociągu, i przeczytałam całą na jeden raz, a na podróż powrotną już musiałam kupić nową), oraz po to, żeby móc czytać, gdy jadę do rodziców lub od nich wracam, co zazwyczaj ma miejsce wieczorem, gdy w autobusie są pogaszone światła. Inny powód to moje dążenia do minimalizmu — im więcej rzeczy się pozbywam, tym bardziej ciążą mi te, które zalegają w moim pokoju, a akurat książek mam całe mnóstwo. Zamierzam się pozbyć większości z nich, zostawię sobie tylko te absolutnie najulubieńsze, z sentymentu. Kindle mi już w zupełności wystarcza.

Co przesądziło o mojej bezwarunkowej miłości do tego maleństwa? Otóż:
jest leciutki (lżejszy niż większość moich książek, nawet tych w miękkich okładkach), więc choć trochę odciąża mój kręgosłup (bo zawsze muszę mieć książkę przy sobie, a w torbie zazwyczaj noszę duuuuużo rzeczy, jak to kobieta)
mogę czytać, mając do dyspozycji tylko jedną rękę, co ma duże znaczenie w komunikacji miejskiej, gdy nie ma miejsc siedzących
ma podświetlanie (wybrałam model Paperwhite 2), więc mogę czytać, gdzie chcę, właśnie np. we wspomnianym autobusie podczas nocnej jazdy, czy choćby u siebie w pokoju przy zgaszonym świetle (bo jak mnie zmorzy sen, to nie będę musiała już wstawać, gasić)
mieści dużo dużo duuuuużo książek (na początku to był dla mnie minus, bo nie mogłam się zdecydować)
mogę sobie zaznaczać ulubione cytaty (w papierowych książkach np. z biblioteki czy pożyczonych od znajomych tak nie wolno) , dodawać do nich własne notatki, share’ować je na facebooku i twitterze
mogę powiększyć czcionkę (i tak zazwyczaj czytam na najmniejszej, ale to komfort mieć taką opcję), jeśli np. zapomnę okularów
– gdy czytam, ekran Kindla wygląda jak strona książki (to chyba przez matowość ekranu i ten e-ink, ale co ja się tam znam)
– kartki przerzuca się pacnięciem w ekran, superwygodne!
– na zajęciach można udawać, że się przegląda notatki (bo u mnie na uczelni większość wykładowców udostępnia slajdy, żeby nie trzeba było notować), a zwykłą książkię papierową już nie tak łatwo zakamuflować
– papierowe książki są drogie, a dużo e-booków można znaleźć za darmo (na Publio.pl co jakiś czas udostępniają darmowego e-booka, a i często mają fajne promocje)

To mi do szczęścia wystarczyło, ale ponadto Kundelek ma jeszcze kilka innych zalet:
– internety! (znaczy sam w sobie, oczywiście, nie ma internetu, ale ma wifi) z papierowej książki nie wejdę na Facebooka (swoją drogą, jak śmiesznie wygląda Facebook pozbawiony koloru)
– można „włożyć” tysiąc pięćset sto dziewięćset zakładek do jednej książki… i w dodatku żadna z nich nie wypadnie!
– jest słownik i można sobie obcojęzyczne słówka od razu podczas czytania tłumaczyć (tyle, że nie na polski)
– nie męczy oczu, jak np. laptop czy tablet (ze względu na to, że w Kindlu Paperwhite podświetlenie jest montowane od dołu, a nie z tyłu)
– bateria trzyma naprawdę długo, podobno miesiąc nawet (na trybie samolotowym)

Muszę też dodać, że od czasu zakupu Kindle moja moc przerobowa książek bardzo mocno wzrosła, w ciągu dwóch tygodni przeczytałam 4 (i pół!) książki (wkrótce się podzielę wrażeniami). Nie wiem, co takiego jest w tym maluchu, ale wcześniej nie mogłam się zmotywować do czytania, nie miałam czasu, a teraz nie dosypiam, bo „jeszcze tylko doczytam do końca rozdziału”. Poza tym czytam, gdzie się da — w kolejce na poczcie, na przystanku, w tramwaju (nawet jak mam tylko 2 przystanki do przejechania), podczas przerwy obiadowej w pracy…

Jeśli chodzi o wady, to znalazłam tylko trzy:
– nie można czytać w wannie (ale ja i tak od kąpieli wolę prysznic, więc to mi akurat nie przeszkadza), przynajmniej ja bym się bała — książkę zawsze można przecież wysuszyć, a Kindla… chyba nie bardzo.
– nie można mieć ładnych zakładek. Ja chciałam sobie zrobić wypasione zakładki do książek z ulubionymi zdjęciami z Instagramu, a teraz mi już przecież niepotrzebne…
– jak ktoś pyta „co czytasz?”, to nie można, na odpieprz się pokazać okładki z tytułem, tylko trzeba odpowiedzieć, co przy niektórych tytułach jest irytujące, gdy trzeba je powtarzać kilka razy (np. ostatnio czytane przeze mnie „zrób mi jakąś krzywdę, czyli wszystkie gry video są o miłości”)

Jeśli chcecie kupić, ale nie wiecie gdzie, to powiem tak – wiem, że na Amazonie prócz standardowej gwarancji od awarii, jest też gwarancja od uszkodzeń mechanicznych, ale ja swojego Kindla kupiłam w e-kom.pl (zamówiłam przez internet i następnego dnia odebrałam w sklepie stacjonarnym, bo przy zamawianiu przez internet mamy 10 dni na zwrot) i po prostu dokupiłam do niego ubezpieczenie. Standardowa gwarancja obejmowała tylko awarię i była roczna (choć teraz sobie myślę, że to chyba niezgodne z prawami konsumenta, bo większość gwarancji powinna mieć minimum 2 lata), a ja przedłużyłam ją o rok i do tego wzięłam dwuletnią na uszkodzenia mechaniczne plus ubezpieczenie od kradzieży (wystarczy pokazać w sklepie kwitek z policji i dostaje się nowy czytnik, przynajmniej w teorii). Taki pakiet kosztował mnie niecałe 9 dyszek (o 20 czy 30 zł był droższy pakiet na 3 lata), więc myślę, że się opłaca. Jeśli weźmiemy pod uwagę koszty przesyłki i cło, które trzeba zapłacić, kupując przez Amazon, to cenowo (już z ubezpieczeniem) wychodzi podobnie, z tym że kupując w e-kom mamy czytnik szybciej, no i gwarancja jest rok dłuższa, a poza tym obejmuje kradzież.

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!