ZESZYT LEKTUR DLA MOLI KSIĄŻKOWYCH
Jak uporządkować swoje wrażenia z przeczytanych książek, znaleźć miejsce na ulubione cytaty i inspiracje? Założyć zeszyt lektur! Przeczytaj wpis, by sprawdzić, o co dokładnie chodzi.
Kojarzysz sytuację, gdy nagle do głowy przychodzi Ci pewna historia i próbujesz usilnie przypomnieć sobie tytuł książki, w której o tym czytałaś, ale… tytuł za cholerę Ci nie przychodzi do głowy? Ja kojarzę to aż za dobrze. Okropnie frustrujące uczucie. O k r o p n i e. Dlatego lata temu założyłam sobie konto na Lubimy Czytać. Zaznaczałam tam sobie książki, które akurat przeczytałam, oceniałam, nierzadko pisałam też recenzje. Ale ostatnio przestało mi to wystarczać. I wtedy przypomniałam sobie patent z podstawówki…
ZESZYT LEKTUR
Nie wiem, czy i w twojej szkole coś takiego funkcjonowało, więc streszczę Ci ideę – był to po prostu zeszyt do zapisywania przeczytanych książek i, o ile się nie mylę, streszczania fabuły. Coś mi też świta, że robiło się rysunki do każdej przeczytanej książki.
A ponieważ mam cały stos pięknych, ale niezapisanych zeszytów i notesów (palec do budki, kto też nie może się oprzeć ładnym okładkom!), a poza tym bardzo lubię pisać ręcznie, no i bardzo nie lubię zapominać przeczytanych książek, to postanowiłam sobie taki dorosły zeszyt lektur założyć. I Tobie – jeśli również masz się za mola książkowego – też polecam ten pomysł!
W moim obecnym zeszycie lektur jest miejsce na:
- zapisywanie na gorąco pierwszego wrażenia (po przeczytaniu całej książki już średnio się to kojarzy, a ja lubię porównywać ze sobą swoje oczekiwania, pierwsze wrażenia i wrażenie ostatnie),
- notowanie przemyśleń i uwag na bieżąco (z tego też przecież wiele się zapomina, jak się już przebrnie przez całe dzieło, a takie przemyślenia i uwagi przydają się przy pisaniu recenzji na bloga czy nawet po to, by samemu wynieść jakieś lekcje, jak pisać albo nie pisać),
- przepisywanie ulubionych cytatów (tak, w Kindlu sobie je highlituję, a we własnych książkach zaznaczam zakreślaczem, ale potem rzadko do tego wracam, a taki zeszyt – zbieraninę ulubionych cytatów – mam zawsze pod ręką),
- robienie list przydatnych porad (to jest ekstra pomysł zwłaszcza dla takich jak mój chłopak osób, które czytają mnóstwo praktycznej literatury; notowanie w skrócie porad, które sprawiły, że podczas czytania krzyknęłaś „eureka!”, utrwala wiedzę i pozwala bardzo łatwo do niej potem wrócić bez wertowania całej książki albo – o zgrozo! – usiłowania sobie przypomnieć, w jakiej książce się o tym czytało i co to za rada dokładnie była),
- notowanie pomysłów i inspiracji,
- i oczywiście zapisywanie wrażeń, przemyśleń i uwag po przeczytaniu całej książki.
Poza tym dla porządku przy każdym tytule notuję sobie również gatunek danej książki, datę, kiedy skończyłam ją czytać, moją własną ocenę (w skali od 1 do 10) i krótkie info, czy polecam (co mi się przyda np. przy robieniu recenzji na bloga, bo przywracam ledwo rozpoczęty i szybko porzucony cykl biblioteczka, czyli wpisy z mini-recenzjami ostatnio przeczytanych książek).
Oczywiście w dorosłym zeszycie lektur także jest miejsce na rysunki, jak ktoś lubi rysować. Ja za bardzo nie umiem, wolę kolorować, więc rysunki jednak odpuszczam.
Jeśli lubisz mieć w internetach uporządkowaną, ocenioną i zrecenzowaną biblioteczkę (ja wciąż zamierzam prowadzić profil na Lubimy Czytać, bo fajnie móc sobie obserwować rosnącą liczbę przeczytanych książek, no i przydaje się, gdy chcę np. przefiltrować sobie przeczytane książki wg oceny czy czegokolwiek innego), zeszyt lektur to wciąż świetny pomysł. Dzięki niemu masz już gotowe rzetelne dane do recenzji – wystarczy je jedynie uporządkować! Nie wiem, jak Ty, ale ja przed pisaniem recenzji mam zawsze totalną pustkę w głowie i zastanawiam się, od czego zacząć. Zeszyt lektur prowadzę natomiast „na brudno” – zapisuję, co mi ślina na język przyniesie na temat akurat (prze)czytanej książki, kreślę, robię błędy, czasami zapisuję skrótowo. Z takim zapleczem z pewnością pustka w głowie przed pisaniem mini-recenzji na LC czy na bloga już mi nie grozi!
*