PIERWSZY ROK NA WEGANIE!

Czy było trudno? Jak długo się przyzwyczajałam do nowej diety i w ogóle nowego stylu życia? Czy za czymś tęsknię? Sprawdź!

Rok temu, jeszcze na starym blogu, pisałam…

Z przejściem na weganizm jest trudno. Nie domyślałam się, że będzie aż tak ciężko.

a dziś… Dziś weganizm jest dla mnie najnaturalniejszą rzeczą na świecie. Wczoraj stuknął mi równiutki rok na roślinach i muszę wam co nieco o tym opowiedzieć!

Początki były dla mnie super trudne. Pierwszy miesiąc – wielkie wyzwanie, próba mojej siły. Frustrowało mnie, że muszę czytać składy wszystkiego, co kupuję; że w tak wielu produktach są składniki odzwierzęce (oczywiście, moja frustracja była skierowana na producentów tych rzeczy); że muszę znaleźć odpowiednie dla siebie wegańskie kosmetyki; że nie mogę już wstąpić do pierwszej lepszej knajpy na obiad czy nawet na kawę z mlekiem… Co ja się wtedy napsioczyłam! Co ja się nastałam przy sklepowych półkach czytając te cholerne składy! Ale potem było już tylko lepiej – dwa miesiące to była taka magiczna granica, po której już przywykłam – składy miałam obczajone mniej więcej, więc wiedziałam, po co sięgać na zakupach, a po co nie (roślinnych produktów jest w sklepach, wbrew pozorom, bardzo dużo!); miałam wyczajone knajpy z pysznym wegańskim żarciem i kawiarnie z roślinnym mlekiem do kawy (teraz, na szczęście, już prawie wszędzie je mają); ogarnęłam kwestię kosmetyków, przynajmniej tych pierwszej potrzeby (na makijażowe przyszedł czas dużo dużo później). No i jakoś to poszło! Dziś jest mi bardzo łatwo, ciągle staram się próbować nowych dań, w kuchni mocno improwizuję i wychodzą z tego pyszne rzeczy… We Wrocławiu też otworzyli 100% wegański sklep, więc nie ma problemu, gdy najdzie mnie ochota na białą czekoladę, tosty (w Urban Vegan mają całą lodówkę z wegańskimi serami!) czy żelki. Jednak to, że jest mi teraz łatwo, nie oznacza, że czegoś mi nie brakuje…

ZA CZYM TĘSKNIĘ NA WEGANIZMIE?

Cóż, nie będę was okłamywać, że nie robią na mnie wrażenia bezy albo pączki na wystawie cukierni. Robią! Są takie rzeczy, za którymi na roślinach tęsknię, ale przyzwyczaiłam się już do tego i snu z powiek mi to nie spędza. A za czym tęsknię? Przede wszystkim za bezami (wiem, że mogę sobie je zrobić z wody po cieciorce, ale ja bym chciała móc w każdej chwili pójść i kupić!) i mleczkiem w tubce, którego kiedyś potrafiłam wciągnąć 3 tubki dziennie (serio, serio). Brakuje mi też takich zwykłych pączków z marmoladą i słodkich bułek, np. z makiem. I pizzy w środku nocy. Spoko, że we Wrocławiu są miejsca, gdzie można zjeść pizzę z wegańskim serem, ale bez sensu, że nie ma takiego, które oferowałoby tą pizzę z dowozem przez całą dobę albo choć do późnego wieczoru… Czasem, gdy wchodzę do Żabki i czuję zapach ichnich hot-dogów, też włącza mi się ślinotok, bo swego czasu dużo tego wpieprzałam…To wszystko jednak nie jest taka tęsknota, której by się nie dało przeżyć. Włącza mi się ona okresowo, rzadko dość, więc da się przeżyć.

CO W ROŚLINNEJ DIECIE MNIE ZACHWYCIŁO?

Wszystko! A tak na serio… Na początku byłam na maxa zajarana różnorodnością diety wegańskiej. To nie to, co dieta „tradycyjna” – kilka tych sam dań na krzyż, które wszyscy ciągle wpieprzają. Mimo, że liczba spożywczych produktów na diecie roślinnej jest mniejsza niż na tej „normalnej”, to jakoś tak naturalnie zaczyna się kombinować, szukać nowych smaków, próbować nowych rzeczy… Przynajmniej ja tam miałam i wciąż mam. Niektóre wegańskie przepisy to coś totalnie szalonego i jednocześnie genialnego – roślinożercy są często super kreatywni, zwłaszcza w tworzeniu substytutów niewegańskiego żarcia. Ten, kto wymyślił ser z ziemniaków i bezy z wody po  cieciorce, powinien dostać Nobla! Moje ulubione, jak dotąd, wegańskie przepisy to właśnie ser z ziemniaków i curry z dynią i soczewicą, mniam! Uwielbiam!

ZYSKAŁ BLOG!

Śmieję się, że przejście na weganizm to najlepsze, co mogłam zrobić dla swojego… bloga. Gdy zaczęłam, na początku nieśmiało, a później już bez czajenia się, pisać o weganizmie, od razu skoczyły mi staty. Wegańskie wpisy ściągają do mnie najwięcej ludzi. Strasznie mnie to cieszy – przede wszystkim dlatego, że po tych statystykach widzę, jakie jest zainteresowanie weganizmem, jak ten styl życia zaczyna być coraz popularniejszy. No i dzięki blogowi zresztą mam już kilku wegan „na sumieniu”! Kiedy dostaję wiadomość, że ktoś, dzięki moim wpisom, postanowił spróbować zmienić styl życia, cieszę się po prostu jak dziecko :)

[źródło zdjęcia tytułowego]

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!