JAK WYLECZYĆ PERFEKCJONIZM? MOJA HISTORIA

Czujesz, że wszystko, co robisz. musisz zrobić na 100%. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, idealne, dopracowane. Chcesz się sprawdzić w każdej roli – być pracownikiem nie miesiąca, lecz roku, najlepszą na świecie partnerką, wspaniałą, dająca swemu dziecku oparcie matką, mającą czas na ploteczki przyjaciółką i mającą zawsze porządek w domu i ugotowany smaczny obiad gospodynią domową. A kiedy jeszcze jakimś cudem zostanie ci trochę wolnego czasu, wykorzystujesz go na maksa produktywnie – uprawiając sport, ucząc się języków,, działając charytatywnie… Doba nie jest z gumy, ale ty wykorzystujesz każdą minutę. Odpoczynek jest przecież dla słabych. Choć nikt od ciebie tego nie wymaga, ty sama czujesz, że MUSISZ tak żyć. MUSISZ być najlepsza we wszystkim, co robisz. MUSISZ wykorzystywać swój czas na maksa. Dla samej siebie i dla innych. Bo przecież jak nie ty, to kto? Kto to wszystko ogarnie? Kto udźwignie cały świat na swoich ramionach? A może czasem chciałabyś nawet odpuścić, ale… nie potrafisz, bo czujesz, że marnujesz czas i marnujesz się.

Znasz to? A wiesz, co będzie dalej? O ile jeszcze się nie zaczęło…

Twój organizm odmówi posłuszeństwa, zbuntuje się, powie „stop”. Nie, nie dostaniesz od razu zawału, nie zostaniesz w ten sposób „uratowana”. Zacznie się łagodnie, ale i tak nieprzyjemnie. Zacznie cię boleć brzuch. Może to będzie tylko ucisk, a może będziesz miała rozwalające ci terminarz nudności i biegunki. Zaczniesz się denerwować, że twoje ciało uniemożliwia ci bycie idealną, odhaczenie wszystkich punktów z codziennej metrowej list zadań do zrobienia. Będziesz wyładowywać się na innych. A potem mieć wyrzuty sumienia. Wtedy będzie jeszcze gorzej… Będzie boleć cię głowa. Być może zaczniesz miewać ataki paniki. Nagle dopadnie cię duszność i będziesz miała wrażenie, jakby świat uciekał ci spod nóg. Będziesz tak przewrażliwiona, że najdrobniejsza porażka będzie w stanie doprowadzić cię do załamania nerwowego. Może się to skończy depresją? A może zawałem?

Na którym etapie już jesteś?

Nieważne. Na którym byś nie była, wciąż możesz posłuchać swojego organizmu, powiedzieć sobie „stop”, odpuścić i zawrócić. Im wcześniej, tym lepiej, tym zdrowiej. Been there, done that. Oczywiście, nie oznacza to, że masz wszystko nagle olać i pozwolić sobie na bylejakość we wszystkich dziedzinach życia, o nie. To nie o to chodzi. Chodzi o to, żebyś:

  • przemyślała swoją hierarchię wartości,
  • ustaliła sobie priorytety,
  • umiała walczyć o to, co dla ciebie naprawdę ważne, i umiała odpuszczać w pozostałych dziedzinach (np. naprawdę starasz się w pracy, ale potem wracasz do domu i zamiast brać się za pucowanie całej chaty na błysk odpoczywasz),
  • nauczyła się odpoczywać, żeby naładować baterie (mniej więcej tyle samo czasu, ile poświęcasz na działanie na pełnych obrotach, powinnaś poświęcać na odpoczynek, żeby zregenerować organizm)
  • nie załamywała się nad każdą porażką i nie denerwowała, że nie jesteś we wszystkim najlepsza (nigdy nie będziesz, pogódź się z tym, nie ma w tym nic złego)

Tylko jak to zrobić? Jak nie pozwolić sobie spaść z ogromnym hukiem z tej pędzącej w niewiarygodnie szybkim tempie karuzeli, tylko z niej po prostu spokojnie zejść? Cóż, to nie będzie łatwe i zapewne nie uda się na pstryknięcie palcami. Ale musisz próbować i próbować. I nie denerwować się na siebie dodatkowo, że nie udaje ci się wyluzować. A jeśli będzie to dla ciebie zbyt trudne i sama nie będziesz potrafiła odpuścić, znajdź kogoś, kto ci pomoże. Psychoterapia to żaden powód do wstydu (sama bym się zapisała, jakbym miała złote monety).

Dobra, wracając do tego, jak sobie odpuścić… Ja byłam już na etapie nerwów co wieczór, że znów nie udało mi się zrobić wszystkiego, co planowałam (a planowałam baaardzo dużo), codziennych bóli brzucha, nagłych nieuzasadnionych stanów lękowych, nieraz wręcz paniki, i super huśtawki nastrojów. To było straszne. Dziś w końcu czuję, że jest w porządku. Wciąż planuję za dużo i nie uwzględniam w swoich planach czasu na odpoczynek, ale zaznaczam priorytety i jednak robię też przerwy, nie mam super parcia, żeby odhaczyć wszystko z listy i nie przejmuję się, gdy mi się to nie uda (zazwyczaj się nie udaje). Ba, czasem nawet robię sobie cały dzień leniucha i lista pozostaje prawie nietknięta. Mam wtedy trochę wyrzutów sumienia, ale takich zdrowych, bez paniki i histerii, że się świat zawali. No i w związku z tym uważam, że mogę coś w tym temacie radzić. Ale nie jestem psychologiem, więc nie traktujcie moich rad jak rad eksperta. Może u was zadziałają, a może nie. Może będziecie musieli wypracować swoje metody?

  • Pierwszy krok to w ogóle uświadomienie sobie, co się dzieje i że to nie jest okej, że robisz sobie samej krzywdę. Musisz sobie zdać sprawę z tego, że nie chcesz tego dalej ciągnąć. A potem pomyśleć, jak to zrobić.
  • Druga sprawa – skupiaj się na sukcesach, a nie na porażkach. I jako sukcesy uważamy wszystko, co udało nam się danego dnia zrobić. Perfekcjoniści często skupiają się właśnie na tym, czego im się nie udało, z czym nie zdążyli, a mogli, gdyby tylko coś tam coś tam… Musisz odwrócić to myślenie. Najprostszym sposobem, żeby to weszło w nawyk jest robienie notatek – po prostu zapisuj sobie wieczorem, co dziś zrobiłaś. Nawet jeśli tylko leżałaś cały dzień myśląc o niebieskich migdałach (gdy już dojdziesz do tego etapu, że będziesz w stanie zrobić sobie taki dzień leniucha), zapisz „odpoczywałam” – to też coś (no chyba, że nie robisz nic innego, wtedy to zaczyna być chore, ale my nie o tym). Zapisuj wszystko, nie tylko obowiązki.
  • Skróć swoją codzienną listę do zrobienia, np. do pięciu pozycji. A jeśli nie potrafisz (ja nie potrafię – muszę wszystko, włącznie z praniem i myciem garów, zapisać, bo inaczej będzie mi to chodziło ciągle po głowie dekoncentrując mnie), oznaczaj sobie gwiazdkami albo wykrzyknikami priorytety (do 5 max).
  • Przestań planować każdą minutę dnia, zostaw sobie niezaplanowany czas, minimum godzinę!
  • Pozwól innym pokrzyżować ci szyki – zaplanowałaś popracować w domu, poćwiczyć, pouczyć się języka, ale przyjaciółka wyciąga cię na kawę albo dziecko ciągnie się do kina? Daj im szansę i zrób sobie przerwę! Wyjdzie ci to na zdrowie!
  • Znajdź sposób na odstresowanie albo wyładowanie się, np, pogrąż się w lekturze dobrej książki (to mój sposób, zapominam wtedy o bożym świecie), włącz muzykę i dziko tańcz albo po prostu utnij sobie drzemkę.

Chodzi o to, żeby człowiek żył poniżej swoich możliwości, żeby miał pod ręką pewien zapas energetyczny, fizycznie i psychicznie, na to, żeby sobie poradzić, kiedy pojawi się kryzys, a nie funkcjonować ciągle na maksimum swoich możliwości.

– Lubomira Szawdyn (psycholog, psychiatra)

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!