
Poród w szpitalu Medicover – czy warto?
Poród w prywatnym szpitalu, w Medicover – czy warto? Za co płacimy? W tym wpisie obszernie opisuję usługę i moje wrażenia.
Kiedy na insta stories powiedziałam o tym, że zdecydowałam się na poród w prywatnym szpitalu, posypało się mnóstwo pytań. Jako że przed podjęciem tej decyzji sama szukałam informacji na temat porodu konkretnie w szpitalu Medicover w Warszawie, dziś dzielę się z Wami swoimi wrażeniami.
Z wpisu dowiecie się m.in.:
- ile kosztuje poród w Medicover?
- co wchodzi w skład pakietu, który wybrałam (poród naturalny, czyli SN)?
- co jeśli wykupimy poród SN, a będzie trzeba robić CC (cesarkę)?
- jak wygląda opieka przed i po porodzie?
- czy można wybrać dietę wegańską w szpitalu?
- czy polecam i dlaczego?
Dlaczego zdecydowałam się na poród w Medicover?
Poród to baaardzo ważne wydarzenie, a ja chciałam mieć gwarancję (a nie nadzieję), że mój będzie komfortowy, moje prawa będą respektowane i że personel medyczny zajmie się mną i moim dzieckiem najlepiej, jak tylko można. Mieszkam w Lublinie i tutaj totalnie nie mogłabym mieć takiej gwarancji. Poza tym naczytałam się też dużo smutnych czy wręcz patologicznych historii z polskich publicznych szpitali. Nie chciałam, aby taka historia była i moim udziałem.
A dlaczego konkretnie Medicover? Bo w Lublinie nie ma możliwości porodu prywatnego, a do tego Medicover w Warszawie ma super opinie od rodzących (jest na pierwszym miejscu Fundacji Rodzić Po Ludzku!).
Poród w Medicover – najważniejsze informacje
Cena: 7900 zł (poród SN, pakiet podstawowy) + 400 zł za dobę za pokój rodzinny, jeśli zostaje z Wami w szpitalu partner
Jakie porody przyjmują? Od ukończonego 32 tygodnia ciąży
Czy mam gwarancję miejsca w szpitalu? Tak, podpisana umowa to gwarantuje.
Wykupiłam poród SN, kończy się cesarką, co wtedy? Po prostu dopłaca się różnicę w cenie pakietu (1000 zł) i w szpitalu zostajemy 1 dzień dłużej
Wykupiłam poród, zapłaciłam, ale finalnie urodziłam w szpitalu publicznym, co wtedy? Umowa ulega rozwiązaniu i dostajesz zwrot opłaty
Co wchodzi w skład pakietu? Pobyt w szpitalu (2 dni) w jednoosobowym pokoju, poród i wizyty przed porodem – poniżej szczegóły
Pakiet Poród Naturalny- co wchodzi w skład?
- USG po 36. tygodniu ciąży
- 8 KTG (zaczynając od 38 tygodnia)
- konsultacja z anestezjologiem (przed porodem, po 36 tc)
- konsultacja z neonatologiem (przed porodem, po 36 tc)
- konsultacja z fizjoterapeutą urologinekologicznym (w szpitalu, w ciągu pobytu, po porodzie)
- konsultacja z doradcą laktacyjnym (w szpitalu, w ciągu pobytu, po porodzie)
- wizyta kontrolna u ginekologa (tydzień po wyjściu ze szpitala)
- wizyta kontrolna u pediatry (tydzień po wyjściu ze szpitala, w tym samym terminie co ginekolog, by załatwić 2 kwestie naraz)
- konsultacja dietetyka na życzenie
Poród i pobyt w szpitalu – jak to wyglądało i moje wrażenia
1. Organizacja (szpital w Warszawie, ja mieszkam w Lublinie)
Od początku było dla mnie jasne, że nie będę jechała z Lublina ze skurczami prosto do szpitala. Wybór był więc prosty – przed porodem przenosimy się do Warszawy.
Zapytałam ginekologa (prowadzącego ciążę tu w Lublinie), kiedy radzi mi się tam przenieść – powiedział, że najpóźniej gdy wybije 38 tygodni. No i tak też zrobiliśmy – zapakowaliśmy koty, wynajęliśmy mieszkanie w pobliżu szpitala i przenieśliśmy się do Warszawy.
Termin miałam na 29 czerwca, USG trzeciego trymestru wskazywało na 26 czerwca, więc mieszkanie zaklepaliśmy do 28 czerwca (26 – poród + 2 dni w szpitalu), z opcją przedłużenia. No i finalnie przedłużaliśmy dwukrotnie, bo w końcu urodziłam 2 po terminie z pierwszych USG (2 lipca).
2. Gdy wybiła godzina “P”
W środę wieczorem dostałam pierwszych skurczów, były dość regularne, choć jeszcze w dużych odstępach czasu, więc byłam pewna, że już tego dnia albo następnego rano będę rodzić.
O 3 w nocy skurcze były regularne, co 7 minut, więc zadzwoniłam do szpitala zapytać, czy już mam przyjeżdżać. Położna poleciła mi jeszcze wziąć kąpiel lub ciepły 30-minutowy prysznic, abym się upewniła, że to nie skurcze Braxtona Hicksa. Ja wiedziałam, że nie, że na pewno to to, ale wzięłam prysznic zgodnie z poleceniem.
Potem się zebraliśmy i pojechaliśmy do szpitala – byliśmy tam o 4 rano, zostałam od razu zbadana i podłączona do KTG, a zaraz potem dostaliśmy pokój (zamówiliśmy rodzinny, aby Kajtek mógł ze mną zostać – okazało się, że mieliśmy szczęście, bo to był ostatni wolny pokój rodzinny!).
Przebraliśmy się – Kajtek dostał jednorazowe ubranie, ja włożyłam koszulę do porodu – i zaraz zostaliśmy zaproszeni do sali na porodówce. Mieliśmy od razu zabrać ze sobą ubranka dla dziecka i 2 pieluszki tetrowe.
3. Jak wygląda sala porodowa w Medicover?
Sala porodowa w Medicoverze oczywiście była pojedyncza, tzn. cała do mojej dyspozycji. Powiedziałabym, że była dość przytulna, nie miała takiego typowego szpitalnego klimatu. Poza oczywiście łóżkiem miałam do dyspozycji swoją własną łazienkę (z prysznicem), wannę, fotele, piłki i taką jakby linę przymocowaną do sufitu (chyba można przy niej rodzić w pozycji kucznej, I guess). Do tego było oczywiście stanowisko dla noworodka, gdzie miał zostać zbadany.
Poniżej zdjęcia, które dodałam na insta stories.
4. Znieczulenie i oczekiwanie
Wiedziałam, że prawdopodobnie będę korzystać ze znieczulenia zewnątrzoponowego (to to z wkłuciem w kręgosłup) – wcześniej już wiedziałam doskonale, z czym to się je, bo miałam wizytę u anestezjologa, gdzie wszystko mi dokładnie wytłumaczono (pani zachwalała znieczulenie, jakby sprzedawała coś w telezakupach, haha) i mogłam zapytać o co tylko chciałam.
No i faktycznie jak przyszło co do czego, tzn. miałam regularne częste skurcze, które bolały mnie jak sam skurwysyn (a uwierzcie, że jestem dość odporna na ból – niech świadczą o tym moje liczne tatuaże, w czasie robienia których nieraz zdarzało mi się lekko przydrzemać), to od razu chciałam znieczulenie. Położna poleciła, aby trochę poczekać, przynajmniej do rozwarcia 3 cm, żeby nie wstrzymywać postępu porodu. Zaznaczyła jednak, że jeśli nie będę mogłą wytrzymać, to mam powiedzieć i dostanę to znieczulenie wcześniej.
No i tak też się stało – nie wytrzymałam, dostałam przy 2 cm i… och mój borze szumiący, jakie to było cudowne! Ponoć różnie się znieczulenie przyjmuje, wiele kobiet czuje, kiedy ma skurcz, ale zamiast bólu czują jedynie lekki dyskomfort. Ja należałam do tych szczęściar, które TOTALNIE NIC nie czują. Nie wiedziałam, kiedy mam skurcz – było to jedynie widocznie na zapisie KTG.
Ponieważ jednak miałam tak małe rozwarcie, od razu dostałam też oksytocynę, aby poród postępował i by znieczulenie nie wstrzymało skurczów. No i pozostawało czekać… Na szczęście nie musiałam czekać długo, czego się obawiałam – znieczulenie dostałam o 9, poród rozpoczął się o 11.30 (najpierw leżałam w łóżku, a potem skakałam na piłce, chodzić nie byłam w stanie, bo miałam zdrętwiałe od znieczulenia nogi). W międzyczasie położna co chwila do mnie przychodziła sprawdzić, jak się mam i co jakiś czas mnie badała, tzn. sprawdzała rozwarcie.
5. Poród
Sam poród (ta aktywna faza) poszedł bardzo szybko (24 minuty) i mimo ogromnego bólu wspominam go dobrze, czułam się doskonale zaopiekowana i widziałam, że moje zdanie jest brane pod uwagę, a ja traktowana podmiotowo, a nie przedmiotowo, co ponoć jest popularną praktyką w polskich szpitalach publicznych.
Przez niemal cały poród była ze mną tylko położna (no i Kajtek, bo rodziliśmy razem), nie było konieczności, aby towarzyszył nam lekarz. Położna cierpliwie instruowała mnie, co mam robić, pomagała przybierać dogodne pozycje… Od razu powiem, że planując poród myślałam, że będę rodziła w pozycji wertykalnej (tak jest zdrowiej, no i grawitacja pomaga), ale gdy wszystko się zaczęło, to nawet już tego nie rozważałam, bo przecież miałam zdrętwiałe od znieczulenia nogi, a do tego ból był tak silny, że kompletnie wyleciało mi to z głowy. Liczyłam na położną, no i faktycznie te pozycje, które mi zaproponowała na leżąco czy tak półsiedząco, się sprawdziły. Ja się w nich dobrze czułam.
W moim planie porodu miałam też ochronę krocza. Wiem, jak często w Polsce kompletnie bez potrzeby nacina się krocze, żeby tylko przyspieszyć poród, ale bez żadnego uzasadnienia medycznego. Ja chciałam tego uniknąć (od 37 tygodnia brałam kapsułki z olejem z wiesiołka, żeby uelastycznić szyjkę i krocze, i w zasadzie tyle robiłam dla swojej własnej ochrony krocza, nic więcej). Położna to uszanowała i nawet w trakcie porodu mówiła mi, że działa, żeby się udało z tą ochroną, żeby nie nacinać. No i się udało.
Gdy poród zbliżał się już do finału, położna zadzwoniła po lekarza ginekologa, żeby przyszedł do sali. Nie z żadnego konkretnego powodu, po prostu chyba takie procedury.
Kiedy Igi był już na świecie, dali mi go na brzuch, a Kajtek otrzymał polecenie, aby wsadzić sobie pieluszki tetrowe pod koszulkę. Następnie Igi został zbadany, dostał witaminę K i maść na oczko (o obie rzeczy zostałam zapytana wcześniej czy się zgadzam), odmówiliśmy szczepień (odroczyliśmy je), co bez problemu zostało uszanowane, a potem już leżał na moim brzuchu przystawiony do piersi (położna mi w tym pomogła) okryty pieluszkami, które wcześniej kangurował Kajtek.
W międzyczasie oczywiście przecięto pępowinę (proponowali mi, bym ja to zrobiła, ale nie chciałam), urodziłam łożysko, no i położna zajęła się ogarnięciem mojej cipki, tzn. zszyła (mikroskopijnie pękłam), przemyła i – o ile dobrze pamiętam – popsikała czymś przeciwbólowym. Po dwóch godzinach na sali porodowej przenieśliśmy się do naszego pokoju.
6. Jak wygląda pokój rodzinny w szpitalu Medicover?
Pokój był duży, z własną łazienką i tv. Wrzucam zdjęcia, które publikowałam już na stories :)
7. Opieka po porodzie
Dziecko można było oczywiście oddać do sali noworodkowej, ale my woleliśmy, aby było cały czas z nami w pokoju. Oczywiście musieliśmy sami przy nim wszystko robić, ale od razu się tego wszystkiego nauczyliśmy, a jeśli czegoś nie wiedzieliśmy, to o każdej porze dnia i nocy mogliśmy zadzwonić na oddział nowordkowy, żeby zapytać albo żeby ktoś do nas przyszedł (skorzystaliśmy np. o 4 nad ranem).
Jeśli chodzi o opiekę nade mną, to oczywiście prócz zwykłych obchodów, miałam też możliwość wezwania położnej w każdej chwili.
Dodatkowo w pakiecie jest doradca laktacyjny i fizjoterapeuta uroginekologiczny, którzy przychodzą po prostu do pokoju pacjentki.
Czy to było warte tych pieniędzy?
Zdecydowanie i bez żadnych wątpliwości TAK! Gwarancja, że mam miejsce w szpitalu (z dobrą porodówką w szpitalu publicznym – bo i takie są, choć nie w Lublinie – takiej gwarancji nie mamy), ogromny komfort, podejście do mnie jak do człowieka, zaopiekowanie i liczenie się z moim, jako rodzącej i matki, zdaniem – totalnie totalnie było to warte tych pieniędzy. Kolejnego porodu już nie wyobrażam sobie nigdzie indziej niż w szpitalu Medicover.
*
Wiem, że to jeszcze nie wszystko, bo zadawaliście sporo pytań na temat porodu w Medicover, ale ten wpis i tak jest już bardzo długi, tak że na wasze pytania odpowiadam w kolejnym – we wpisie z Q&A (klik) :)