JEDYNY SŁUSZNY WEGANIZM

Nie dojdziemy do konsensusu. Nie ustalimy jedynej słusznej definicji weganizmu ani zasad obowiązujących wegan. To se ne da.

Czy olej palmowy jest wegański? Czy używając produktów firm testujących na zwierzętach można nazywać się weganinem? Gdzie kupować i się stołować, żeby być fair w stosunku do zwierząt? I… gdzie w ogóle zaczyna się weganizm? Tyle pytań i tyle możliwych odpowiedzi… Ale czy któraś z nich jest jedyną słuszną?

Weganizm to temat, który budzi wiele kontrowersji, nie tylko wśród osób spoza „branży”, lecz i wśród samych wegan.  Co i rusz na forach i fejsbukowych grupach poruszane są sporne kwestie dotyczące wegańskiego stylu życia. Co i rusz wybuchają gównoburze, bo każdy ośmiela się mieć własne zdanie i twardo przy nim obstawać. I na tym przykładzie bardzo dobitnie widać, że nie dojdziemy do konsensusu. Nie ustalimy jedynej słusznej definicji weganizmu ani zasad obowiązujących wegan. To se ne da. Gdy w grę wchodzi etyka, ciężko określić, co jest jednoznacznie czarne, a co białe. Odcieni szarości jest wszak od groma. I myślę, że warto zdawać sobie sprawę. Zaprogramować sobie w głowie, że może mój czy twój weganizm nie jest jedyny słuszny, że inni też mają swoje racje. Nawet jeśli robią mniej ode mnie czy od ciebie.

Gdzie się zaczyna weganizm? To akurat proste – tam, gdzie decydujesz się, że nie chcesz już więcej krzywdy zwierząt i wcielasz to w życie. Ale jak to wcielać w życie? To już sprawa nieco trudniejsza. Bo można „jedynie” nie jeść produktów odzwierzęcych i nie nosić skórzanych butów, a można jeszcze odmówić sobie oleju palmowego, produktów wszelkich firm testujących na zwierzętach, jedzenia w knajpach serwujących mięso… I tak dalej, i tak dalej. Zawsze można więcej, lepiej. I zawsze się znajdzie ktoś, kto ci wytknie, że za mało robisz (bez względu na to, ile faktycznie robisz), że jesteś za mało „tru”. Można się burzyć i wdawać w dyskusje, można mieć wyrzuty sumienia, można się z tego śmiać… Ale można też robić po prostu swoje – na tyle, na ile daje się radę. W końcu w weganizmie nie chodzi o to, by działać wedle czyichś zasad i mądrości ani żeby być męczennikiem żywiącym się wyłącznie korzonkami, ale o to, by ograniczać cierpienie tak bardzo jak się da i swoją postawą i stylem życia promować tę ideę.

Ktoś ma problem z tym, że wcinasz Oreo, zdarza ci się zjeść frytki w KFC czy że kupujesz produkty z olejem palmowym w składzie? No właśnie – to jego problem, nie twój. Ty rób swoje!

PS. Oczywiście, nie sugeruję, że weganie, którzy na 100% zrezygnowali z oleju palmowego, nie jedzą w KFC i maku, używają tylko super eko fair trade produktów „zielonych” firm, to jakieś wynaturzenie i fanatyzm. Absolutnie nie! Szacun dla tych osób, że mają na tyle silnej woli i czasu, aby tak bardzo się angażować. Brak szacunu tylko, jeśli takiego stylu życia używają, by pokazać, jacy to oni lepsi.

PPS. Jeśli wydaje wam się, że gdzieś już czytaliście coś na ten temat, to nie wydaje wam się. Ten wpis jest trochę inną wersją TEGO. Chciałam to jeszcze jakoś inaczej napisać, bez takich emocji i tłumaczenia się, jak tam (no co, byłam zaledwie miesięczną weganką, można mi wybaczyć).

Pst! Przeczytaj też:

– Weganizm to nie kaprys

Weganie, którzy… nie rozumieją weganizmu

Jak możesz pomóc zwierzętom?

[źródło tytułowego zdjęcia]

*

Podobało się? W takim razie polub mnie na fejsbuku i zaobserwuj na bloglovin, aby nie przegapić kolejnych wpisów!