
BIBLIOTECZKA #3 – GRYWALIZACJA NAWYKÓW, CHUJOWA PANI DOMU I DOBRE KRYMINAŁY
Co warto czytać, a które książki omijać szerokim łukiem? Jaka książka na podróż, a jaka, by zmienić swoje życie? Sprawdź!
Czytam, czytam i czytam. Ostatnio jak wariatka, bardzo intensywnie. Legimi mówi mi, że w tym tygodniu średnio… 94 minuty dziennie! Mój zeszyt lektur sukcesywnie zapełnia się moimi odczuciami co do przeczytanych książek, najlepszymi radami wyniesionymi z nich oraz ulubionymi cytatami. Pora zatem w końcu się tym wszystkim z Wami podzielić! Pora na kolejny zbiór moich recenzji!
„BRAKUJĄCY ELEMENT” J. FIELDING
Co za cholerna książka! Początek załatwia wszystko – intryguje tak, że po prostu musisz przejść przez tę książkę jak burza, wszystkiego się dowiedzieć już, teraz, zaraz! Wiec czytasz, czytasz, czytasz i czytasz, i po prostu nie potrafisz się oderwać… A jestem pewna, że gdyby nie ten początek, który robi całą robotę, to by człowiek czytał i czytał, i po 100 stronach stwierdził „yyyy, no dobra, wszystko fajnie, ale o co tu chodzi? do czego to wszystko zmierza? i kto tu w ogóle, do cholery, jest głównym bohaterem tak naprawdę?”. Bo wyobraź sobie, że ta książka to jakaś hybryda kryminału i powieści obyczajowej. Nazwałabym to kryminałem obyczajowym albo powieścią obyczajową z dreszczykiem. Whatever, jak zwał tak zwał. Ważne, że czyta się świetnie, historia jest z jednej strony pokręcona, z drugiej – dość prosta, a zakończenie miażdży, po prostru miażdży i nie ma żadnego cholernego sposobu, by je odgadnąć. Choć znów – jak się człowiek na spokojnie nad tym zastanowi, to niby nic w nim zaskakującego nie ma… A jednak!
Ale o co w ogóle chodzi? Historia jest taka – siostra Kate Sinclair, psychoterapeutki, widzi w porannej gazecie zdjęcie domniemanego seryjnego mordercy, którego proces ma się zacząć na dniach, i oznajmia, że facet jest tak przystojny, że ona zostanie jego żoną. I faktycznie do tego dąży! A w międzyczasie życie Kate przewraca się do góry nogami – z jednej strony wkurwia ją mąż, który ucieka z domu przy każdej możliwej okazji, z drugiej mami ją eks z czasów licealnych, z trzeciej i czwartej… cóż, to już sami sprawdźcie. Na pewno warto!
Moja ocena: 10/10
„PRZEJRZEĆ FACETÓW” B. ŚWIDERSKI
Kasia, wzięta pani neurochirurg (ej czy to ma formę żeńską? Jak psycholożka, to i… neurochirurżka?), szuka FMM (Faceta Swoich Marzeń). Niestety, szuka nie tam gdzie trzeba, bo w… klubach. A po pięciu drinkach, jak wiadomo, ciężko znaleźć materiał na stały i w miarę chociaż udany związek (chociaż… mi się udało, hehe). Pani doktor zrażona tymi poszukiwaniami – jeden facet gorszy od drugiego – życzy sobie specjalnego rentgena, takiego, który prześwietlałby… duszę. O dziwo, jej życzenie się spełnia, i to w błyskawicznym tempie. No i teraz dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa!
Przyznam, że sięgając po tę książkę, miałam ochotę na jakieś lekkie czytadło o wciągającej już od pierwszych zdań fabule. Taki odpowiednik trochę odmóżdżającej komedii (swoją drogą na podstawie tej książki powstałby naprawdę świetny film!). I ta książka taka właśnie jest! Bawi i odpręża, jest po prostu idealna na relaks. Nie jest to jednak wbrew pozorom typowy chicklit – choć lektura jest lekka, to autorowi udało się stworzyć oryginalną fabułę. To trzeba przeczytać! Książka wprost stworzona do samolotu, na wakacje czy na całodzienne leżenie do góry brzuchem.
Moja ocena: 8/10
„ŁATWO PRZYSZŁO, ŁATWO POSZŁO”, „ŚWIADEK OSTATNIEJ SCENY” I „ZABITA NA ŚMIERĆ” C. HARRIS
Kolejne (szósta, siódma i ósma) części cyklu kryminałów o Aurorze Teagarden, drobnej bibliotekarce z małego miasta, fance kryminałów, która co jakiś czas zostaje – oczywiście zupełnym przypadkiem, po prostu ma wrodzony talent do znajdowania się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie – wplątana w jakąś kryminalną aferę. Ta seria jest naprawdę fajna, wciągająca, ciekawa – no i osobiście bardzo lubię, kiedy to kobieta (zwłaszcza tak bystra jak Roe) jest główną bohaterką. Tak że polecam mocno, jeśli lubicie kryminały. Tylko oczywiście najpierw sięgnijcie po pierwszą część i czytajcie po kolei!
W „Łatwo przyszło, łatwo poszło” w domu Aurory niespodziewanie pojawia się siostrzenica jej męża z dzieckiem, o którym nikt nie wiedział. Oczywiście Roe i Martin, jej mąż, chcą wyjaśnić sprawę, ale wtedy dziewczyna znika, noworodek zostaje, a na schodach ich domku ląduje trup prawdopodobnego ojca dziecka. Oczywiście nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi, bibliotekarka próbuje to rozwikłać i dodatkowo jak najszybciej pozbyć się dziecka, nad którym nagle musi trzymać pieczę. Dalej jednak wszystko toczy się już baaardzo szybko, tylko… nie bardzo wiadomo, w którą stronę to wszystko zmierza.
Moja ocena: 9/10
„Świadek ostatniej sceny” zaczyna się do morderstwa aktorki, która miała zagrać Roe w filmie. Film miał być ekranizacją powieści o serii pewnych morderstw, w które kiedyś była zamieszana główna bohaterka (i od których zresztą zaczęła się cała seria tych książek). Jakby tego było mało, autor tej książki to dawny chłopak Aurory. I skoro teraz wrócił do miasta – chociaż na chwilę – to próbuje wrócić i do dawnych relacji. A to wszystko to dopiero początek…
Moja ocena: 9/10
„Zabita na śmierć” natomiast rozbija się o morderstwo szwagierki Aurory. Poppy nie była święta, miała liczne romanse, o których plotkowało całe miasto, więc podejrzanych jest niemało. Oczywiście to na Roe spada całe ogarnianie sprawy, więc stara się ona jak najszybciej ją zamknąć. I jak zwykle popada przy tym w małe i większe tarapaty.
Moja ocena: 10/10
„CHUJOWA PANI DOMU” M. KOSTYSZYN
Jako że:
- sama uważam się za chujową panią domu,
- lubię pisaninę Magdy Kostyszyn i na blogu Venila Kostis, i na fanpage’u ChPd,
- wkurwia mnie ta cała tyrania bycia perfekcyjnym i myślę, że w ramach walki z takim podejściem do życia można powiedzieć wiele, i w sposób poważny, i w prześmiewczy,
liczyłam, że ta książka wymiecie mnie z butów. Domyślałam się, że będzie w konwencji heheszkowej, ale myślałam… a raczej byłam pewna, że to będzie coś „wow”. Coś, z czego będę się zaśmiewać do rozpuku albo coś, przy czym będę co i rusz z drobnym uśmieszkiem nieschodzącym z twarzy kiwać głową. No albo coś takiego, na co zareaguję „och, fakt, nie pomyślałam o tym! nie widziałam tego w ten sposób”. No cóż, Magda dała się już wielokrotnie poznać jako osoba błyskotliwa, dowcipna i z charakterkiem (trzeba mieć charakterek, żeby wpaść na pomysł z fanpagem ChPD i konsekwentnie go realizować). Stąd moje oczekiwania co do książki.
Wyobraźcie sobie więc, jak ogromne musiało być moje rozczarowanie, gdy książka okazała się… no kiepska po prostu. STRASZNIE kiepska. Nudna, przewidywalna, wtórna i niekiedy żenująca. Czytałam ją i jako że sama pracuję nad swoją pierwszą książką, a w głowie mam już pomysły na kolejne, notowałam w głowie kolejne uwagi, kolejne przykłady z życia, jak NIE pisać książki.
Kilka razy się uśmiechnęłam, kilka razy, przyznaję, wybuchłam rubasznym śmiechem i nie mogłam przestać. Kilka przemyśleć było inspirujących. Ale no właśnie – kilka, kilka, kilka. Cała reszta to porażka – zlepek losowych tekstów (w dodatku często takich, które już znamy z bloga i fanpage’a, albo nawet z internetowych memów) a może różnych pomysłów na książkę. Widać, że niektóre teksty to jawne zapchajdziury mające jedynie za zadanie zwiększyć objętość książki. I czuć, że to wszystko pisane jest na siłę. Tak jakby autorka postanowiła skorzystać z propozycji napisania i wydania książki na fali swojej popularności, choć nie ma na nią żadnego pomysłu.
Bardzo się cieszę, że nie wydałam na tę książkę własnych pieniędzy, tylko dostałam ją w prezencie. Rozczarowanie totalne.
Moja ocena: 2/10 (za to, że te kilka razy się naprawdę szczerze roześmiałam i za to że ta książka jest świetną motywacją do tego, bym naprawdę porządnie przyłożyła się do swojej – żeby nikt nigdy mi takiej recenzji nie wystawił)
„OGRAĆ NAWYKI” J. KORZENIEWSKA
Wiesz, dlaczego tak trudno Ci zmienić nawyki, rzucić nałogi albo zrealizować jakieś naprawdę duże zadanie (tak jak choćby napisanie pracy dyplomowej)? Bo tak masz zbudowany mózg. Bo ludzki mózg nie lubi dużych zmian, on woli tkwić w strefie komfortu, bo to coś, co zna, i na co może reagować automatycznie. Kiedy więc postanawiasz sobie, że rzucisz palenie, napiszesz w końcu książkę, zaczniesz zdrowo się odżywiać i uprawiać sport, to w twojej głowie włącza się syrena alarmowa, a mózg mówi „nope”. Właśnie dlatego kiedy myślisz sobie, że no dobra, pora wreszcie ten pierwszy raz pójść pobiegać albo zacząć pisać tę magisterkę, nagle przypominasz sobie, że no hej, ale przecież w domu taki bałagan, pranie trzeba zrobić, no i w lodówce nie ma nic na jutrzejszy obiad, więc wypadałoby uzupełnić zapasy, a w ogóle to przecież jeszcze nie widziałeś najnowszego odcinka ulubionego serialu.
Ta książka jest o tym, jak oszukać mózg, jak sprawić, by ten alarm w ogóle się nie włączał jednocześnie jednak wprowadzając w życie te zmiany. Wystarczy – bagatela! – zamiast robić sobie postanowienie i próbować wprowadzić je w życie, zaprojektować sobie grę, zrobić zabawę albo konkurs z samym sobą, by te zmiany pożądane wprowadzić. Jak? Pokrótce opiszę Wam to za jakiś czas na własnym przykładzie – właśnie rzucam palenie (po raz tysięczny w życiu). Wymyśliłam sobie grę. We wtorek. Od środy faktycznie nie zapaliłam i co najlepsze – ani trochę mnie do tego nie ciągnie (rzucam bez wspomagaczy, a zazwyczaj udawało mi się jedynie z Tabexem). Powiesz „to dopiero piąty dzień”, ja mówię „cholera, to JUŻ piąty dzień, jak nie palę!”. Dla mnie gra działa, ale więcej o niej napiszę jednak za jakiś czas!
Moja ocena: 8/10
Pst, sprawdź też:
- Biblioteczka #1 – polska fantastyka, Muminki i Musierowicz
- Biblioteczka #2 – chicklity, pierdołowaty mag, depresyjne Muminki i inne ciekawostki
*