
3 POWODY, BY OMIJAĆ SERIAL „13 POWODÓW” SZEROKIM ŁUKIEM
Wszyscy zachwycają się nowym serialem Netflixa „Trzynaście powodów”. Chcesz zobaczyć, o co ten cały hałas? Przeczytaj wpis, ale na Boga, nie oglądaj serialu! Nie warto – zaufaj mi albo przeczytaj dlaczego.
Netflix podsuwa mi „13 powodów” jako propozycję serialu do obejrzenia, a wszyscy wokół pieją z zachwytu nad tym serialem, włącznie z moimi znajomymi… No to dobra, odpalamy z Kajtkiem pierwszy odcinek. I już po nim – po tym jednym odcinku – nasze miny rzedną. Że rzednie mina Kajtka, to nie dziwota, bo to człowiek antyserialowy i szalenie ciężko go wciągnąć w serial. Ale że mi rzednie… nie żebym była serialowym bezguściem, o nie, ale mnie wciągnąć znacznie łatwiej, wszak jestem nałogowym serialoholikiem. Zatem skoro mnie serial się nie podobał (a obejrzeliśmy w końcu cały sezon!), to posłuchajcie mojej dobrej rady i po prostu nawet NIE ZACZYNAJCIE GO OGLĄDAĆ.
A czemu? Obejrzyj najpierw trailer, a potem czytaj dalej.
A więc dlaczego NIE warto oglądać „13 powodów”?
Bo – po pierwsze – serial jest kiepski i naciągany. Po prostu. Wiem, że trailer zachęca, ale… taka w końcu rola trailera, prawda? Dziewczyna się zabiła i zostawiła taśmy, na których wyjaśnia, jak do tego doszło, a w trailerze widzimy dramatyczne przebitki sugerujące, że musiało spotkać ją coś naprawdę okropnego. A skoro zostawiła 13 nagrań, to zapewne musi to być coś więcej niż zwykła szkolna drama, prawda? No właśnie… nie, nieprawda.
Każdy z nas był kiedyś nastolatkiem i wszyscy wiemy, że życie nastolatka nie jest usłane różami. Okres dojrzewania po prostu ma to do siebie, że z wielu powodów jest ciężki, a dorastający człowiek też często o wiele za bardzo przejmuje się pierdołami. Been there, done that. Czy jednak te powody są wystarczające, aby przekreślić swoje życie i podciąć sobie żyły?
Hannah miała powód. Taki prawdziwy powód (oczywiście jest on zdradzony dopiero pod koniec sezonu, w jednym z ostatnich odcinków, a jakże). Ale JEDEN, a NIE TRZYNAŚCIE. Pozostałe 12 jest naciągane – to zwykłe robienie dramy i konsekwentne robienie z siebie ofiary przez bohaterkę. No ale przecież ten jeden powód, który mógłby ją tak załamać, to motyw zaledwie na film (i filmy o tym już zresztą były), a nie na serial, więc coś trzeba było wymyślić… No ale…
Plotki na twój temat? To, że chłopak Cię źle potraktował? Albo że twoja koleżanka – koleżanka, którą ledwo znasz! – zrobiła po pijaku coś głupiego, co mogło przyczynić się do czyjejś krzywdy? Czy to są powody, aby popełniać samobójstwo? No kaman! Ale jasne, jak ktoś chce się czuć ofiarą, to powód ZAWSZE się znajdzie.
Hannah wykorzystywała każdą – najmniejszą nawet – okazję do dramy. No i w końcu sama uwierzyła, że ma tak okropne życie, że nie warto go dalej ciągnąć. Bo jeśli powtarzasz sobie wciąż i wciąż, że jesteś ofiarą, że wszyscy się na Tobie uwzięli, że nie ma wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, to w końcu w to uwierzysz.
Serial jest naciągany nie tylko dlatego, że większość z tych powodów dotyczy większości nastolatków, ale też dlatego, że co i rusz ktoś mówi do głównego bohatera, Claya „a Ty już przesłuchałeś swoje kasety?”. I to jest taka chamska i totalnie ani trochę subtelna zachęta, by cisnąć serial dalej. Bo jak oglądasz pierwszy odcinek i mówisz sobie „ja pierdolę, serio? serio to ma być niby jeden z powodów, dla których dziewucha podcięła sobie żyły?! kto się na to nabierze?” i nagle ktoś wytyka Clayowi, który akurat odsłuchuje kasety, żeby zaczekał na swoją, to brzmi, jakby na tej jego kasecie czekało coś naprawdę wstrząsającego, i wtedy myślisz sobie, że no dobra, może dalej będzie lepiej, ciekawiej. No nie, nie będzie.
Po drugie serial pokazuje, że samobójstwo to jest rozwiązanie. Cholera, dookoła słyszę zachwyty nad „13 powodami”, boooo serial porusza tak ważny i tak często pomijany temat! Fakt, porusza. Tylko porusza w taki sposób, że młodemu człowiekowi, który przeżywa swoje pierwsze nastoletnie dramy, sugeruje, że:
- robienie z siebie ofiary to nic złego, wręcz przeciwnie,
- masz prawo obwiniać wszystkich dookoła za to, że czujesz się jak gówno,
- zabij się, to Ci ulży.
Jasne, dorosły i dojrzały człowiek po obejrzeniu takiego serialu może go sobie przemyśleć, wyciągnąć z niego esencję, i wcielić w życie (albo i nie) to, co ten serial usiłuje prawdopodobnie pokazać – nie tylko to, co było non stop wałkowane (że warto się interesować innymi, rozmawiać, starać się pomóc, bla bla bla), ale też to, co było jakby mimochodem wspomniane (że każdy ma swoją własną prawdę i na swój sposób odbiera rzeczywistość – to, co dla Ciebie jest mało znaczące, dla drugiej osoby może być końcem świata i odwrotnie – to, co wydaje Ci się końcem świata, niekoniecznie musi nim być).
Tylko że nastolatki tak nie myślą… Zwłaszcza nastolatki takie jak Hannah – niepewne siebie, ze skłonnościami do dramatyzowania i myśli samobójczych. Dla takich odbiorców serial „13 powodów” może być zwyczajnie niebezpieczny. I nie tylko ja tak uważam, bo – jak alarmuje Washigton Post – pedagodzy i psycholodzy przestrzegają przed tym serialem!
No i wreszcie po trzecie – ta poprawność polityczna do bólu (rozbite rodziny, gejowska para wychowująca córkę, dziewczyna, która ukryta swoją orientację seksualną, gej – outsider – artysta) i jednoczesne powielane stereotypów (jasne, że dziewczyna z tatuażami i kolczykami musi być wściekłą buntowniczką, która ma wszystko w dupie, it’s obvious!). Że na da.
*
Ach, a co do ścieżki dźwiękowej, którą tak wszyscy chwalą – fakt, jest ekstra! Ale dobra wiadomość: nie musisz oglądać tego badziewnego serialu, aby jej posłuchać.
*